Written in these walls are the stories, that I can’t explain [...]Written on these walls are the colours, that I can’t change
Początki są trudne, nieprawdaż? Nigdy nie potrafisz odnaleźć się w ciągu zupełnie nowych wydarzeń. Los rzuca kłody pod nogi, czekając na twoją porażkę, ponieważ lubi oglądać twoje upadki. Woli, gdy poddajesz się na początku, żeby mógł później wytykać kolejne potknięcia. Życie nie jest łatwe, ale, choćbyśmy się dwoili, troili, nic z tym nie zrobimy. Narzekanie również nie sprawi, że z dnia na dzień szczęście wreszcie się do nas uśmiechnie. Jedynie ciężką pracą możemy odwrócić koło fortuny na naszą stronę.
Nie potrafiłam w kilku słowach opisać większości mojego życia. Tyle się wydarzyło przez te lata. Jeszcze jako niedoświadczona dziewczyna zaznałam smaku porażki. Właśnie tym była dla mnie zdrada. Wiele rzeczy kłębiło się we mnie, wbijając ostre szpilki w najgłębsze rany. Czas działał na moją korzyść, ale nie mogłam znaleźć osoby, dzięki której mogłaby o nich zapomnieć. Wspomnienia każdej nocy sprawiały ogromny ból, nie potrafiłam z nimi wygrać. Wmawiałam sobie, że było dobrze, ale w rzeczywistości tonęłam.
Kilka dobrze podjętych decyzji. Nowi sprzymierzeńcy, których nie podejrzewałam o chęć współpracy, trochę nieprzemyślanych wyborów, działanie pod wpływem chwili. Nie zawsze postępowałam mądrze, ale musiałam się nieraz sparzyć, aby poznać prawdziwy smak życia. Nie miał mnie kto ochronić przed własnymi błędami, nauczyć jak ich nie popełniać. Nie dopuszczałam do siebie najbliższych. Zamknęłam się przed światem, ponieważ tak było prościej. Mogłam ochronić się przed zranieniem w ten sposób. Chciałam otoczyć się murem, nigdy nie zakochać, gdyż bałam się złamanego serca.
Pojawił się chłopak i zniszczył wszystkie postanowienia. To takie pospolite, wiem, ale nic nie mogłam poradzić mięknącym nogą, gdy go widziałam. W całej swojej okazałości prezentował się zwyczajnie, ale potrafił zawrócić mi w głowie. Zakochałam się miłością jaką pokazują w wyciskających łzy filmach albo romansidłach, do których przeczytania nigdy nie mogłam się zmusić, ponieważ takie uczucie nie mogło istnieć w prawdziwym życiu. Owinął mnie wokół swojego najmniejszego palca – tańczyłam jak mi zagrał. Nie wierzyłam w motyle dopóki nie poznałam Petera. Miał mnie w garści. Wiesz, nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek ktoś tak zawładnie mną. W pewnym momencie zrozumiałam, iż moje serce bez niego nie potrafiło poprawnie funkcjonować. To właśnie przy nim żyłam w pełni – cieszyłam się każdą chwilą.
Wprawdzie życie było usłane różami, ale ludzie częściej natrafiali na kolce niż piękne kwiaty. Były jak ostrza – wbijały się w czułe punkty, zadając najwięcej bólu. Rany krwawiły, nie mogąc się zabliźnić. Cierpienie – zwykłe słowo, ale uczucia, które je wypełniały przerażały każdego, ponieważ nikt nie chciał ich poznać. Strach – tworzyli idealną parę. Ból – nieodłączna ich część. Strata – czasami mieszała się w ich interesy, ale nigdy nie krzyżowała planów. Samotność – stała się częścią tej zgubnej dla człowieka mieszanki. Każdy obawiał się, co ze sobą niosła, ale ona chciała tylko pomóc. Uspokoić zszargane nerwy, zaszyć rany, posklejać złamane serce, dać czas na przemyślenie. Niestety, nikt nie potrafił wykorzystać daru, który starała się nam przekazać. Potrafiła w tym wszystkim być przewrotna i nieść jeszcze więcej bólu zamiast spokoju.
Wiesz, moim kwiatem był właśnie on. Tylko bałam się, że zrozumiałam to za późno. Miłość przychodzi do nas w najmniej oczekiwany momencie. Nie wierzyłam w to dopóki sama się o tym nie przekonałam. Poznałam chłopaka, który miał być tym jedynym, kiedy w ogóle się tego nie spodziewałam, jednak z perspektywy czasu nie mogłam powiedzieć, że żałowałam tej znajomości.
Część kadry zaufała mi. Wszyscy, oprócz Petera, który wciąż mnie nie tolerował, zaakceptowali mi. Jednak z jakiegoś dziwnego powodu – wtedy jeszcze tego nie rozumiałam – liczył się tylko on. Nie miałam w zwyczaju przejmować się tym, co myślą inni, po prostu wykonywałam powierzone zadania, ale tym razem było inaczej. Zastanawiałam się w jaki sposób Słoweniec odbierze moje słowa, jak zareaguje. Bardzo chciałam, żeby on wreszcie mnie polubił. Niestety droga do przyjaźni wydawała się długa i kręta, mimo to chciałam spróbować, gdyż coś podpowiadało mi, że gra była warta ryzyka, nawet jeśli miałam na tym stracić koniec końców.
Chciałam, żeby to zdarzyło się naprawdę. Ten sen wydawał się taki realny, mimo to był to jedynie wytwór wyobraźni. Moje serce już wtedy widziało nas razem, jakby przepowiadając przyszłość. Podświadomie pragnęłam jego bliskości, ale co z tego, skoro on nie miał ochoty nawet widzieć mnie. Nie miałam pomysłu jak mogłam temu zaradzić. Wszystkie opcje wydawały się beznadziejne, a jego podejście w stosunku do mojej osoby w ogóle się nie zmieniało. Czułam się bezradnie, a chyba nikt nie lubił tego uczucia. Pozwalaliśmy omamić się porażce, mimo że wciąż myśl o wygranej majaczyła w naszej głowie.
Powrót w rodzinne strony zawsze wiele mi dawał. Mogłam naładować akumulatory na kolejnych kilka miesięcy. Potrzebowałam spotkania w gronie najbliższych, żeby nie zwariować przez zimę. Spacer alejkami Stevenage przywołał wiele wspomnień. Jeszcze bardziej za Tobą tęskniłam, kiedy mijałam miejsca w jakie wiele razy mnie zabierałaś. W takim momencie mocniej odczułam brak mamy w życiu, dlatego postanowiłam już nigdy nie odwracać się od rodziny. Popełniłam wtedy ogromny błąd, ale na szczęście został on zapomniany i przede wszystkim wybaczony. Przez pewien okres mojego życia odtrąciłam najbliższych, jednak w porę zrozumiałam swój błąd. Tata, czy bracia byli wszystkim, co miałam i powinnam dziękować za nich, a nie zniechęcać ich do mnie.
Nie wiedziałam, dlaczego lepszy kontakt miałam z Lewisem. To Nico był moim bliźniakiem, ale nasza więź była zupełnie inna, a bliźniacza telepatia nie istniała. Bardziej przejmowałam się zdaniem Lewisa. To z nim mogłam porozmawiać na każdy temat, poszukać wsparcia, gdy było mi ono potrzebne. Odnosiłam wrażenie jakby to on mnie rozumiał, ponieważ Nicolas w zupełnie inny sposób patrzył na życie. Wprawdzie potrafił powiedzieć, gdy coś mnie trapiło, to sposób w jaki starał się pocieszyć był zupełnie różny.
Praca w kadrze nie zaliczała się do łatwych. Żyłam na walizkach. Musiałam użerać się z czasami humorzastymi skoczkami lub niewyspanym trenerem. Peter niczego nie ułatwiał. Jednak lubiłam to, co robiłam. Lata ciężkiej pracy na studiach popłaciły i sztab był bardzo zadowolony z tego jak wykonywałam powierzone obowiązki. Choć potrzebowali czasu, żeby mi zaufać, po czasie nie mieli z tym problemu. Rozmowy, które musiałam przeprowadzać z zawodnikami jako psycholog, nie były sztywne, ponieważ wreszcie się na mnie w pełni otworzyli.
Nie potrafiłam nie wybaczyć Peterowi. Coś w jego oczach podpowiadało mi, że gra była warta ryzyka, jednak nadal nie wiedziałam czy zaufanie było w graniach naszego zasięgu. Może tak naprawdę miałam stracić, ale wtedy oto nie dbałam. Zaczęliśmy wszystko od nowa. Z czasem bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Przyjaźń? Nie, to było coś dużo głębszego i powinnam zorientować się w swoich uczuciach dużo szybciej. Zachowywałam się jakbym miała klapki na oczach, ale może to była jedynie gra z mojej strony? Może w rzeczywistości kobieca intuicja dużo wcześniej podpowiadała mi, co powodowało motyle w brzuchu, gdy Peter choćby stał blisko mnie. Zwariowałam na jego punkcie, zadając sobie pytanie jak bardzo miłość mnie zmieniła.
Powinnam od razu sprostować, że nie byliśmy parą, gdy lekarz wspomniał o tym, wiedziałam to, ale podobał mi się sposób w jaki Peter trzymał moją dłoń. Żaden mężczyzna nie robił tak przyziemnej rzeczy w sposób taki jak skoczek. Budził we mnie emocje, o których nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam jeszcze, że z biegiem czasu tak bardzo się rozwiną. Uwielbiałam spędzać czas w jego towarzystwie, ponieważ on dawał mi coś czego nikt inny nie potrafił. Wzbudzał tak sprzeczne emocje, że wariowałam, jednocześnie tak bardzo to lubiąc.
Nie mogłam patrzeć na jego ból, kiedy kontuzja pleców wygrywała z nim. Choć chciał być bohaterem i nie pokazać światu swoich uczuć, to bardzo dobrze jej widziałam. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby mu pomóc, jednak to była za mało. Obwiniałam się. Uważałam, że to był mój błąd, moja wina. Powinnam wszystkiego dopilnować, a tego nie zrobiłam. Skoczek zapewniał mnie, że zrobiłam wszystko, aby zapobiec kontuzji, mimo to wciąż pluł sobie w brodę.
Jego cierpienie było moim. Wolałabym zamienić się z nim miejscami. Moje serce pękało, kiedy widziałam jak źle się czuł, leżąc na szpitalnym łóżku. Nie mogłam patrzeć na ból wypisany na twarzy Petera. To rozrywało mnie na kawałki, ale musiałam mu pokazać, że byłam silna. Bałam się, że mógłby załamać się, dlatego robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby zmotywować go do dalszej walki, a nie dołować.
Jego uczucia stały się dla mnie ważne. Przejmowałam się jego stanem zdrowia lub kondycją psychiczną już nie jako fizjoterapeuta, czy psycholog, ale jak dziewczyna, martwiąca się o swojego chłopaka. Tylko Peter nie był mój. Na początku myślałam, że ta miłość będzie dla mnie zgubna. Przecież kochałam mojego współpracownika, dlatego wydawało mi się to trochę nienormalne. Uważałam, że ten związek nie miał szans przetrwać, jak bardzo się myliłam.
Nigdy nie żałowałam moich wyborów. Czasami walczyłam z wyrzutami sumienia, jednak nie pozwalałam im mnie pochłonąć. Wygrywałam z nimi. Chociaż wspominałam Candice o zauroczeniu, nie potrafiłam, nawet sama przed sobą, przyznać się do swoich uczuć, ale chyba miałam to po tobie, nieprawdaż? Nie daleko pada jabłko od jabłoni. To sięgało dużo głębiej niż czysto fizyczne pożądanie, jednak nie tak łatwo szło mi przyznawanie się do słabości jaką było dla mnie obdarzenie kogoś poważnymi uczuciami. Z biegiem czasu coraz bardziej stawałam się do Ciebie podobna, mamo, ale uwielbiałam to. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką, powierniczką sekretów. Potrafiłaś mnie zrozumieć jak nikt inny i tak nagle zniknęłaś. Nawet nie pojęcia jakie to było dla mnie ciężkie, ponieważ straciłam Cię, wtedy, gdy najbardziej potrzebowałam.
Przyjaciel to skarb, zawsze mi to powtarzałaś. Jednak los nauczył mnie, że nie warto zbyt wcześnie mówić, że ktoś zostanie z tobą do końca. Życie jest bardzo przewrotne, sama się o tym przekonałam. Candice zawsze mnie wspierała. Nawet jeśli chodziło o zwykłe wyjście do klubu to mogłam na nią liczyć, nie ważne, o co chodził. Była moją siostrą, a przede wszystkim osobą, której ufałam. Bezgranicznie? Nie, życie nauczyło mnie, że możesz liczyć tylko na siebie, a nawet najbliższa osoba może wbić nóż w plecy.
Thomas był takim przyjacielem, którego każdy chciałby mieć. Nie zadawał niepotrzebnych pytań. Umiał milczeć i doradzać, ale przede wszystkim rozumiał. Nie opuścił mnie, gdy znalazłam się na zakręcie. Jednak sam nigdy nie prosił o wsparcie – milczał w samotności. Dlatego musiałam być czujną, żeby pomóc mu, kiedy będzie tego potrzebował – odwdzięczyć się za te wszystkie razy, kiedy on dawał mi więcej niż ramię do wypłakania. Ludzi takich jak on było coraz mniej. Większość skupiała się jedynie na sobie, ale on potrafił zapomnieć o własnych potrzebach i pomóc najbliższym w potrzebie.
Ta wspólna noc w Villach zmieniła tak wiele, a jednocześnie nic. Wciąż byliśmy w sobie bezgranicznie zakochani i nie robiliśmy nic w kierunku związku. Przeciwnie, odnosiłam wrażenie jakbyśmy się od tego coraz bardziej oddalali. Bałam się, że jeden zły krok zakończy to, co mieliśmy. Stąpaliśmy po kruchym lodzie – jednego dnia wszystko szło po naszej myśli, drugiego wręcz przeciwnie, ale życie takie było. Raz jesteśmy na wozie, raz pod nim i nie możemy nic zrobić, aby tego uniknąć. Gdyż nasz los to pasmo ciągłych wzlotów oraz upadków. Obydwoje swoje przeszliśmy, więc naznaczenie pasmem porażek sprawiało, że ciężej było otworzyć swoje serce dla drugiej osoby. Peter miał moje serce, jednak łatwiej było to przyznać przed samą sobą niż powiedzieć mu to prosto w twarz. Mogłam zaliczyć siebie do tchórzy jakich mało, gdy patrzę na naszą historię z perspektywy czasu. Na szczęście, to opowieść z happy end’em, chociaż nie brakowało dużo, abyśmy rozsypali się jak domek z kart za jednym podmuchem wiatru.
Ufaliśmy sobie. Wreszcie opowiedziałam jemu o tym feralnym dniu, w którym straciłam Ciebie już na zawsze. On otworzył się – wspomniał o swoim dziadków oraz dziewczynie, mającej czelność nazywać się swojego czasu jego drugą połówką. Wydawało mi się, że nasza relacja wreszcie obierała właściwe tory, ale czy naprawdę tak było? Czy to było jedynie złudzenia? On był wszystkim czego pragnęłam i chciałam. Nie potrzebowałam gwiazdek z nieba, własnej wyspy w prezencie urodzinowym. Peter okazał się jedyną osobą, która spełniała moje marzenia po prostu będąc przy mnie.
W ciągu jednego wieczoru we włoskim Predazzo mogłam wszystko stracić, a chciałam dobrze. Wiedziałam, że powinniśmy wyjaśnić to, co między nami się wydarzyło, ale powiedziałam o kilku słów za dużo. Koniec był bliski, mogłam to wyczuć. Obawiałam się, czy kiedykolwiek mi wybaczy. Wiesz, Peter dużo przeszedł, dlatego miał problemy z zaufaniem. Rozumiałam go w stu procentach, ponieważ był moim lustrzanym odbiciem, więc jeszcze bardziej martwiłam się o naszą przyszłość – o ile w ogóle takie coś wciąż miało szanse bytu.
Zawsze mówiłaś mi, że po burzy musi wyjść słońce. Tak właśnie się stało, na szczęście. Choć oboje byliśmy równie uparci, udało nam się zakopać topór wojenny. Nie spodziewałam się, że kłótnia zakończy się w tak spektakularny sposób, ale nie narzekałam, ponieważ właśnie tego chciałam. Pragnęłam jego miłości, a on chciał mi ją ofiarować. Czułam, że nasza historia zakończy się tak jak to sobie planowałam, rozmyślając o przyszłości podczas bezsennych nocy. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, a ja wreszcie znalazłam mężczyznę, z którym planowałam spędzić resztę mojego życia.
To on był pierwszą rzeczą o jakiej myślałam każdego ranka. Dotarłam do momentu, w którym moje życie bez niego nie miało najmniejszego sensu. Po prostu chciałam zestarzeć się przy jego boku, ciesząc się każdym dniem. Wreszcie znalazłam moje miejsce na ziemi i było ono z Peterem oraz moim synem, gdyż Mitja to owoc naszej miłości. Zrozumiałam, co czułaś, gdy musiałaś wyjechać – tęsknota za swoimi dziećmi, czy mężem zabija nas od środka, przekonałam się o tym na własnej skórze. Znienawidziłam hotele. Chciałam wrócić do naszego wspólnego domu, żeby zająć się synem. Niestety, praca zmuszała mnie do ciągłych podróży, bycia z dala od chłopca, który stał się całym moim życiem.
Nawet nie wiem, dlaczego postanowiłam napisać ten list. Wydaje mi się, że potrzebowałam spojrzeć na moje życie z perspektywy czasu, wszystko przemyśleć. Pomysł napisania do Ciebie listu wydawał się najlepszy. Nigdy go nie przeczytasz, ale mimo to postanowiłam zostawić go na twoim nagrobku. Tyle rzeczy działo się w moim życiu, a mamy w nim nie było. Musiałam walczyć ze wszystkim sama, uczyć się świata bez niczyjej pomocy. Jasne, miałam tatę, jednak męski punkt widzenia różnił się od damskiego. Tęskniłam za tobą. Mimo że nie pokazywałam tego, to brakowało mi ciebie w życiu każdego dnia. Czasami zastanawiałam się jak to wszystko by wyglądało, gdybyśmy podejmowali inne decyzje. Zdarzały mi się słabsze chwile i pozwalałam moim myślą stwarzać nieprawdopodobne scenariusze, choć w ogóle mi to nie pomagało.
Za oknem pada deszcz i może to ta pogoda ma na mnie taki depresyjny wpływ. Pióro porusza się po naznaczonej słonymi kroplami kartce, a ja przypominam sobie, że zawsze ganiłaś mnie za to, że bazgroliłam. Nigdy nie umiałam ładnie pisać, zależało mi na ilości, nie jakości. Na stole stoi biały kubek w pudrowe kropki. Przygotowałam sobie herbatę, ale wypiłam jedynie połowę zawartości szklanki, pozostała część ostygła. Przygryzam końcówkę pióra, zastanawiając się o czym powinnam jeszcze napisać. Mitja zbiega po schodach z książką w dłoni. Musi przeczytać ją na jutro do szkoły, ale wyjątkowo nie przypadła mu do gustu. Wyciąga z lodówki swoje ulubione lody o smaku mango i siada na kuchennej wyspie. Obserwuję jego zgarbioną sylwetkę, kiedy próbuje przebrnąć przez lekturę. Z biegiem czasu coraz bardziej zaczął przypominać swojego ojca. Po mnie odziedziczył jedynie miłość do nauki, czy roztargnienie. Zaraz zacznie biegać po domu, ponieważ zorientuje się, że powinniśmy już wyjeżdżać na trening. Nie podjął jeszcze decyzji odnośnie swojej przyszłości. Kocha skoki, ale widzę, że nauka również go interesuje, jednak ma na to jeszcze dużo czasu. Staram się nie wywierać na nim presji – pozwalam, żeby sam wybrał, w końcu to on będzie tego żałował, jeśli wybierze złą drogę i wtedy będę tam dla niego, wspierając go, ponieważ taka moja rola.
Bawię się trzymanym w prawej dłoni piórem, a moje oczy napotykają literki stworzone za pomocą czarnego tuszu w zgięciu łokcia. Układają się w kilka słówo, które znaczą dla mnie tak wiele – „take me into your loving arms” – ponieważ w tym samym miejscu mój mąż również miał dalszy ciąg piosenki – „kiss me under the light of a thousand stars”. Nigdy nie pochwalałaś tatuaży. Wiedziałam, że krzyczałabyś na mnie za zrobienie choćby jednego, ale to była jedyna stała rzecz w moim życiu przez pewien czasu. Po prostu los nie traktował mnie dobrze, więc szukałam czegoś, co mogłoby pozostać ze mną już do końca. Wiele rzeczy ulegało drastycznym zmianom, a ja potrzebowałam stabilizacji. To nie były przypadkowe wzory, lecz bardzo starannie dobrane. Rysunki zdobiące moje ciało pokazywały moją prawdziwą twarz, ale jedno spojrzenie na nie sprawiało, że znajdywałam motywację do dalszej walki. Miały dla mnie ogromne znaczenie, jednak tylko niektóre osoby je rozumiało.
Czasami zastanawiałam, co powiedziałabyś, gdybyś zobaczyła jaką kobietą stałam się. Zawsze chciałam sprawić, że moi rodzice byli ze mnie dumni. Chociaż tak naprawdę byłam córeczką mamusi i to Twoje zadowolenie ze mnie miało dużo większe znaczenie niż taty. Z biegiem czasu zaczęłam traktować go na dystans, czego teraz bardzo żałuję i staram się odbudować naszą relację. Czułam, że po wypadku, starał się być dla mnie ojcem, ale również matką w tym samym czasie, a ja potrzebowałam przyjaciela, który pocieszyłyby po stracie bliskiej osoby.
Peter wychodzi ze swojego gabinetu i podchodzi do mnie. Całuje w czoło, pytając, czy jestem głodna. Kroi ciasto, które sam upiekł, a następnie podaje naszej trójce talerzyki. Mitja z grymasem rzuca książką o blat, wkładając pojemnik z lodami do zamrażarki. Bierze pierwszego kęsa do buzi, a ja mogę zauważyć, że humor poprawił mu się. Ma ogromną słabość do słodkości, ale świetna przemiana materii pozwala mu objadać się nimi, ile jest w stanie. Oczywiście, trzyma dietę, jednak często zagląda do szafki ze słodyczami. Tak jak teraz, kiedy moment po lodach, wcina kawałek malinowej chmurki Petera.
Prowadzą luźną konwersację o jakieś nowej technologii w skokach. W takim momencie podobieństwo między nimi jest jeszcze bardziej widoczne – mają taki sam uśmiech, w identyczny sposób trzymają widelczyk, ich oczy błyszczą się, ponieważ rozmawiają na temat swojego hobby. Obserwuję moich chłopców, dziękując za nich Bogu każdego dnia, ponieważ są wszystkim, co mam. Kocham ich całą sobą i nie wyobrażam życia bez nich. Wszystko wydaje się nudne i bez znaczenia, gdy chłopców nie ma ze mną. Mamo, wreszcie mogę to powiedzieć. Tak, jestem szczęśliwa.
***
It seems to me that when I die, these words will be written on my stone
Status na 29.03.2016r.:
Komentarze: 104
Wyświetlenia: 17 875
Muszę ci powiedzieć, że na początku byłam sceptycznie nastawiona do tej historii, ponieważ jeszcze nigdy nie znalazłam opowiadania o Peterze, które by mi się podobało. Ale na szczęście się myliłam, bo piszesz świetnie i naprawdę nie mogłam oderwać się od czytania! To opowiadanie stało się jednym z moich ulubionych i szkoda, że już się zakończyło. Naprawdę masz talent! Mam nadzieję, że jeszcze stworzysz coś równie dobrego, a może i lepszego. ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie moge uwierzyc ze to juz koniec ich historii... Poplakalam sie przyznaje bez bicia. Dziekuje za cala historie, za kazdy post i za kazda chwile w ktorej moglam wejsc w ten Twoj/Ich cudowny swiat. I na pewno bede dalej. Dziekuje i pozdrawiam. Gosia Z ; )
OdpowiedzUsuń