You're nobody 'til somebody loves you It's a cold heart, when nobody holds you Fill up my cup, don't ever stop coming Get up on top, I'll make it pop, honey
Spacerowali uliczkami górskiego kurortu, oglądając atrakcje turystyczne. Przeszli wzdłuż rzeki, zrobili zdjęcia pięknym górom, przechadzali się wąskimi uliczkami. Skosztowali nieziemskiego sernika w kafejce przy starym rynku, która była wciśnięta w szczelinę między sklepem spożywczym oraz księgarnią, popijając gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Czasami trzymali się za ręce, skradli pocałunek, może dwa. Dla postronnego obserwatora wyglądali na szczęśliwą, kochającą się parę. Ich relacja mogła przypominać te z filmów – zakochani, młodzi ludzie, którzy nie widzieli świata poza sobą. Obydwoje chcieli, żeby tak było. Obdarzyli się pięknym uczuciem, a związek wszystko by ułatwił. Skończyłaby się zabawa w kotka i myszkę.
― Zróbmy sobie zdjęcie – poprosiła, wskakując na plecy chłopaka. – Pep, tak ładnie proszę.
Chłopak westchnął, ale posłusznie chwycił jej telefon. Ułożone w dzióbek usta dziewczyny spotkały się z jego policzkiem. Nacisnął odpowiedni przycisk i zrobił zdjęcie. Znowu wyglądali na zakochaną parę, która zrobiła sobie fotografię idealną do opublikowania na social media podczas wspólnych wakacji. Włosy Zoe rozwiewał wiatr, a uśmiech błąkał się na ustach Petera. W jego oczach można było dostrzec iskierki radości. Coś czego nikt dawno nie widział.
To wszystko zaszło za daleko – to już przestało być tylko przyjaźnią, oboje to wiedzieli, jednak nie spieszyli się następnymi krokami do przodu. Chcieli, żeby czas zweryfikował ich uczucia. Dużo rozmawiali. Przestali bać się odpowiedzi na trudne pytania, które czasami zadawali sobie podczas luźnych rozmów. Zrozumieli, że to był moment ich znajomości, w którym przyszedł czas na otworzenie się. Zoe opowiedziała o pierwszym spotkaniu Candice, a Peter wytłumaczył, że dziadek był Austriakiem i po ślubie z jego babcią sprzedał mieszkanie w Wiedniu i kupił położony w urokliwym miejscu domek w Villach, żeby być bliżej rodzinnego kraju swojej ukochanej. Skoczek wspomniał o nienawiści do pisania opowiadań podczas czasów szkolnych oraz miłości do przedmiotów ścisłych, a przede wszystkim o sporcie, który zawsze odgrywał dużą rolę w życiu Słoweńca.
― Tęsknię za nimi – powiedział chłopak, kiedy zapalał znicz na grobie swojego dziadka. – Strasznie mi go brakuje. To on był moją opoką. Wyciągał z dołków, opowiadał o świecie, a przede wszystkim miłości, w którą bardzo wierzył. Zgaduję, że uwierzyłem w te bajki o uczuciu tak pięknym jak jego ukochane góry i nie wyszedłem na tym dobrze.
To właśnie dziadek Petera zawsze go wspierał. Niezależnie od miejsca, które zajął podczas zawodów, był z niego dumny. Nie opuścił żadnych młodzieżowych zmagań wnuka. Motywował do kolejnych sukcesów. Zapewniał, że osiągnie wiele, jeśli będzie tylko chciał. Nigdy w niego nie zwątpił. Mówił, że sport nie był najważniejszy, nauka również miała znaczenie, dlatego zachęcał go do poznawania świata. Namawiał do udziału w olimpiadach, czy szkolnych konkursach, ponieważ wiedział, że trzeba mieć plan awaryjny. Życie nie za każdym razem idzie nam na rękę, pozwalając spełniać wszystkie marzenia.
― Znam to – wyszeptała, siadając na drewnianej ławeczce. – Moja mama zginęła, gdy miałam piętnaście lat temu. Chciała zrobić niespodziankę Lewisowi i przyleciała na jego wyścig. Niedaleko toru potrącił ją człowiek pod wpływem alkoholu. Dlatego każdego roku spotykamy się w Australii.
Potarł jej plecy w geście otuchy, ale dał przestrzeń. Wiedział, że nie potrzebowała jego przeprosin, pocieszenia, czy kondolencji. Rany już się zagoiły i zostały jedynie brzydkie blizny, które czasami przypominały o dotkliwej stracie. Choć serce wciąż bolało na wspomnienie rodzicielki, ona pogodziła się z jej stratą. Nie miała innego wyboru.
― To boli – przyznał. – Wprawdzie byłem przygotowany na jego odejście, dziadek walczył z chorobą, ale długo nie mogłem pogodzić się ze stratą.
Ociężale podnieśli się ze starej, bukowej ławeczki. Powoli szli zarośniętą ścieżką, która wcześniej doprowadziła ich do pomników przodków Petera. Dziewczyna schwyciła dłoń Petera, starając się pokazać mu, że była dla niego. Wspierała go nieważne od tego w jak kiepskiej znalazł się sytuacji. Chciała być dla niego pomocą, podporą w trudnych chwilach. Po za tym sama potrzebowała poczuć, że miała kogoś takiego jak skoczek. Osobę, która kochała ją, a przynajmniej ona tak myślała. Nie usłyszała tego od Słoweńca, jednak na razie ich nie oczekiwała, wystarczyły Brytyjce czułe gesty przepełnione miłością. To bardzo mocne słowa, które mogą późnej zranić, gdy okaże się, że zostały wypowiedziane bezpodstawnie. Nie można cofnąć tego, co już się stało. Nie możemy odwrócić biegu wydarzeń. A takie przyznanie się do swoich uczuć może wywołać więcej szkód.
Szedł zgarbiony przez stary cmentarz, na którym jego dziadek chciał zostać pochowany. Czuł kojący dotyk Zoe, która trzymała go przy zdrowych zmysłach. Sprawiała, że nie oszalał – zamknął się w sobie na stałe. Popadł w ogromny dół, ponieważ odwiedził najważniejszą osobę w jego życiu. Spojrzał na środkowy palec lewej dłoni. Na jego boku miał wytatuowane słowo, które dziadek często mu powtarzał – cierpliwość. Było dla niego bodźcem do działania. Sprawiało, że potrafił się zmotywować. Podnieść głowę do góry i wygrać ze swoimi słabościami, czy problemami.
Słuchała wskazówek Petera, żeby z powrotem wrócić do domku. Głos Słoweńca był bardzo spokojny, ale ukrywał wszystkie emocje, które nim w tamtym momencie targały. Widziała to w jego oczach. Wspominał ukochanego dziadka. Może ta wizyta na cmentarzu nie zaliczała się do tak udanych pomysłów jak myślała wcześniej. Może Prevc powinien sam odwiedzić grób i w samotności wszystko przetrawić, ona tylko wadziła. Obecność Brytyjki sprawiła, że musiał odkryć część swojej przeszłości, a może wcale tego nie chciał – wolał trzymać wszystkie tajemnice dla siebie. Położyła dłoń na kolanie skoczka, pocierając je w geście otuchy. Po chwili zabrała rękę, bojąc się wywołania niezręcznego napięcia. Chłopak nie chciał, aby jej dotyk zniknął z jego nogi, ale nie odezwał się. Wspólna noc wystarczająco namieszała w ich relacji, żeby jeszcze bardziej ją komplikować. Lepiej było uciec od problemów niż stawić im czoła poprzez rozmowę w tym przypadku.
Siedzieli w milczeniu, ale cisza nie zaliczała się do tych przyjemnych. Była pełna niewypowiedzianych zdań. Słów, które powinny zostać powiedziane, ale przez strach nie zostały. Nerwowe gesty jedynie potwierdzały zdenerwowanie. Nie umieli zachowywać się normalnie w swoim towarzystwie. Oboje darzyli siebie niezwykłym uczuciem, jednak nie mieli wystarczająco dużo odwagi, żeby wykonać pierwszy krok. Otworzyła usta, chcąc poruszyć niebezpieczny temat związku, ale odpuściła. To chyba jeszcze nie był odpowiedni moment. Peter, roztrojony emocjonalnie, nie myślał trzeźwo. Potrzebował czasu, aby wszystko przemyśleć, uporać się z natłokiem wspomnień. W tamtym momencie mógł zbyć ją niemiłym komentarzem lub nawet wyzwać od najgorszych.
Zrozumiała, że musiała być dla niego naprawdę ważna skoro zabrał ją na ten cmentarz. Wprawdzie ta wizyta wiele go kosztowała to i tak opowiedział jej o zmarłym dziadku. Ona nie była mu dłużna. Wspomniała o tragicznym wypadku w Australii, o którym kiedyś było głośno. Mama Zoe również zajmowała się modelingiem. Zawsze chciała, żeby córka poszła w jej ślady, wręcz marzyła, aby została aniołkiem prestiżowej marki bieliźnianej. Nastia nigdy nie naciskała swojej córki, była z niej dumna. Zachęcała do udziału w kolejnych konkursach naukowych aż w końcu na poziomie szkolnym nikt nie potrafił pokonać panny Hamilton.
Miała piękne blond włosy, kaskadami opadające na szczupłe ramiona, które współgrały z jej piwnymi oczami. Mogła pochwalić się sylwetką, której wiele kobiet jej zazdrościło – w końcu była modelką. Dużo pracowała, żeby jej ciało przypominała to z okładek żurnali, aby spełnić wymagania zleceniodawców. Odżywiała się zdrowo, ćwiczyła regularnie. Nawet po urodzeniu trójki dzieci wróciła do formy. Była szczupła, wysoka, o hipnotyzującym spojrzeniu i błyszczących włosach – kobieta ideał, anioł nie człowiek. Zoe zawdzięczała swojej mamie bardzo wiele. Po tacie odziedziczyła jedynie charakter. Obydwoje byli bardzo zawzięci, choć Nastia również słynęła z bycia upartą osobą. Nigdy się nie poddawali, zawsze walczyli o swoje, taka była rodzina Hamiltonów.
Siedziała na kamieniu, obserwując zachodzące słońce. Bawiła się małą stokrotką, którą zerwała. Odrywała białe płatki, zastanawiając się jak powinna podejść Petera. Zbierała wszystkie myśli, wspomnienia w jedną całość. Podjęła decyzję – postanowiła otworzyć się przed skoczkiem. Ufała mu i wiedziała, że zachowa jej tajemnice dla siebie. Nie wymagała od niego tego samego. Chciała dać mu czas, żeby oswoił się z myślą opowiedzenia o swojej przeszłości. Wiedziała, że jego mur zaczął pękać, ale wszystko działo się powoli. Jednak ona nie miała nic przeciwko, żeby poczekać aż będzie gotowy.
― Nie opowiedziałam tobie całej historii – wyszeptała, bawiąc się łodyżką, która jako jedyna pozostała z kwiatka.
― Jakiej historii? – zdziwił się, opierając się o nogi dziewczyny.
Siedzieli na łące niedaleko domku dziadków. On na trawie, ona na największym kamieniu na jaki jej oczy natrafiły. Rozpuszczone włosy falowały na wietrze, delikatnie zasłaniając zaczerwienione policzki. Głos lekko ochrypnięty przyprawiał chłopaka o ciarki. Smukłe palce obracały stokrotkę, całą swoją uwagę skupiła właśnie na białym kwiatku. Gdyby nie zaczęła mówić, uznałby, że była tam tylko ciałem. Jej myśli podróżowały w czasie. Kolejne wspomnienia wypływały na powierzchnię.
― Widzisz miałam przyjaciółkę – nie rozumiał, o co chodziło Brytyjce, ale grzecznie słuchał opowieści. – Poznałam ją w przedszkolu. Stała się dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam. Mogłam powierzyć jej każdy sekret, porozmawiać na poważny temat, czy pośmiać się. Wszystko zmieniło się, kiedy zaczęłyśmy dojrzewać. Wiesz, nie byłam lubiana w szkole. Lea jako jedyna ze mną została.
Przed oczami pojawiały jej się wspomnienia czasów szkolnych. Pamiętała wszystkie wygrane olimpiady naukowe, choć było ich sporo. Pomagała swoim bracią z trudniejszymi tematami, których oni nie potrafili zrozumieć. Mimo tego samego wieku nie chodziła do klasy z Nickiem. Jej bliźniak nie został posłany do szkoły rok wcześniej tak jak ona. Mama uznała, że skoro Zoe była Cudownym Dzieckiem musiała wykorzystać swój potencjał. Natomiast brata nie ciągnęło do nauki, wręcz przeciwnie uciekał od niej jak najdalej mógł.
― Nie zostawiła cię nie ważne jaka byłaś – stwierdził, bawiąc się małym kamyczkiem.
― Ale później stała się niesamowicie zawistna. Zazdrościła mi moich osiągnięć, inteligencji, wyglądu, nawet rodziny. Kiedyś ukradła sukienkę, którą miałam założyć na jakąś galę. Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Chciałam ją zabrać ze sobą, a ona wywinęła mi taki numer – pokręciła głową, przenosząc wzrok na oddalony punkt między drzewami lasu, otaczającego łąkę. – Potem pojawił się Adam i rozpętało się piekło. Na początku tolerowała nasz związek, ale to nie trwało długo. Zaczęła mnie do niego zrażać, robiąc wodę z mózgu. Opowiadała niestworzone historie o wyczynach chłopaka, a on wszystkiego się wypierał. Jednak to nie było najgorsze. Podała mu jakieś środki i uwiodła. Tak naprawdę on nie pamięta nic z tamtej nocy, Był nieświadomy, nie wiedział, co robił, a ona to wykorzystała.
― Zdradził cię z nią, prawda?
― Zerwałam z nią kontakt, a ona wciąż mnie nękała. Chciała sławy, rozgłosu.
― Zwykła szmata, która ma gdzieś, co inni czują albo myślą – stwierdził, a w tonie jego głosu słyszała rozgoryczenie oraz niechęć. – Takie są najgorsze. Niszczą wszystko, nie przejmując się skutkami.
Widziała w jego oczach zrozumienie, czego się nie spodziewała. Raczej oczekiwała pocieszającej gadki. Myślała, że powie coś w stylu: „Przykro mi, Zoe, ale zaufałaś złej osobie.” Jednak Peter był inny. Nie trzymał się utartych schematów. Naprawdę ją rozumiał – jakby wiedział, co przeszła, jakby wiedział jak boli zdrada zaufanej osoby. Osoby, której powierzasz wszystko, ponieważ dajesz całego siebie. Nie wahasz się, po prostu mówisz jej najważniejsze dla ciebie rzeczy, wspierasz, pocieszasz.
Kiedy siedziała na kamieniu, zachodzące słońce raziło ją w oczy, a wiatr smagał zaróżowione policzki, zrozumiała jedną rzecz. Mogła pluć sobie w brodę, że nie zauważyła tego wcześniej. Przecież była psychologiem, nieważne, że sportowym. Powinna od razu dostrzec tak ważny fakt, a zajęło jej to prawie rok. Peter był człowiekiem złamanym. Choć kochał, bał się do tego przyznać. Doświadczenia z przeszłości nauczyły go, że lepiej trzymać język za zębami, żeby później nie cierpieć.
― Zdradziła ciebie, prawda? – chłopak bardzo się zdziwił, gdy usłyszał słowa Zoe.
― To był toksyczny związek – powiedział w końcu. – Powinienem w ogóle tego nie zaczynać, ale byłem młody i głupi. Myślałem, że to była miłość, jednak... No cóż, popełniłem błąd ufając jej. Zdradziła mnie, to prawda, z moim własnym bratem, w naszym mieszkaniu.
Istniały dwa główne powody dość popularnego problemu. Czasami rodzice nie okazywali dziecku wystarczającej miłości, nie interesowali się nim, traktowali oschle i z dystansem. Wtedy dorastasz, myśląc, że skoro oni ciebie nie pokochali, nikt tego nie zrobi. Dziecko nie wyniosło z domu rodzinnego wiedzy o relacjach damsko–męskich, których rodzice powinni być przykładem, miało problemy z zaufaniem w dorosłym życiu. Jeśli byli po rozwodzie sytuacja dodatkowo się komplikowała, ponieważ myślało, że miłość nie trwa wiecznie. Ten przypadek dużo trudniej wyleczyć. Ludzie zamykają się w sobie i nie będą w stanie odważyć się i przyznać do swoich uczuć.
Jednak dużo powszechniejsza była druga opcja. Ktoś złamał tobie serce i bałeś się ponownie zakochać, ponieważ znałeś ten okropny ból. Nie chciałeś znowu cierpieć, więc odcinałeś się od jakichkolwiek uczuć. Strach ciebie paraliżował, ale w końcu, kiedy spotkasz odpowiednią osobę, nie obawiasz powierzyć jej najcenniejszej dla ciebie rzeczy. Obdarzałeś ją miłością, ale wszystko działo się powoli, żeby przypadkiem nie popełnić jakiegoś błędu. Problem rozwiązywał się właśnie przy pomocy tej drugiej osoby, kiedy wreszcie odważysz się przyznać do swoich uczuć.
Peter był mieszanką tych dwóch grup. W dzieciństwie nie zaznał dużo miłości ze strony teoretycznie najważniejszych osób w naszym życiu. Choć otrzymał ją od dziadków to nie było to samo. W jego sercu pojawiła się luka, ale mogła zostać załatana przez prawdziwą miłość. Tamten związek dodatkowo powiększył dziurę. Chłopak rozsypywał się coraz bardziej i nie wiedział, co zrobić, żeby temu zapobiec. Był bezradny, a nie chciał przyjąć porady od specjalisty. Zoe już wiedziała, że powinna jako pierwsza przyznać się do swoich uczuć. Mimo że bardzo bała się odrzucenia, chciała pomóc Peterowi pokonać jego problem. Nie mogła niczego przyspieszać, należało pozwolić, żeby czas wszystkim sterował. Zabronić losowi ingerencji w ich relację, choć on przebiegle próbował wtrącić swoje trzy grosze i zniszczyć to, co budowali przez tyle czasu.
Zaczęło się tak pospolicie, od nienawiści. W rzeczywistości kierował nim strach – Peterowi włączył się instynkt przetrwania, który podpowiadał mu, że najlepiej byłoby odtrącić wszystkich ludzi od siebie. Cierpieć w samotności, żeby ktoś dodatkowo nie powiększył bagażu smutków skoczka. Źle robił, ale on tego nie wiedział. Wybierał to, co w danej chwili uznawał za słuszne, a samotność okazała się dobrym rozwiązaniem dla niego w tamtym momencie.
Później zawiązała się między nimi nić porozumienia. To nie była przyjaźń, na początku nawet nie znajomość. Po prostu tolerowali siebie – Zoe regenerowała ciało skoczka, a on nie układał w głowie scenariuszy na wykopanie dziewczyny z kadry. Powoli zaczął się na nią otwierać. Mówił o swoich uczuciach, ale jedynie tych odnośnie skoków. Ich relacja była typowo zawodowa.
Następnym etapem okazała się przyjaźń. Wtedy oboje zaczęli zdawać sobie sprawę ze swoich emocji. Na początku było to zwykłe pożądanie płci przeciwnej, które tak często pojawiało się w dzisiejszym świecie. Później bali się, że mogli pomylić właśnie pociąg fizyczny z zauroczeniem. Mieli nadzieję, iż szybko zapomną o tych emocjach i pozostaną przyjaciółmi, ale tak się nie stało. Obydwoje wybrali drogę, z której nie było odwrotu. Ona zdawała sobie sprawę ze swojej miłości, on róweniż wiedział, że zakochał się. Wtedy w głowie panny Hamilton pojawiła się lampka – ponieważ, gdy ludzie złamani kochają, ich uczucie jest mocne i nigdy nie przemija.
***
Ufaliśmy sobie. Wreszcie opowiedziałam jemu o tym feralnym dniu, w którym straciłam Ciebie już na zawsze. On otworzył się – wspomniał o swoim dziadku oraz wywłoce, mającej czelność nazywać się kobietą. Wydawało mi się, że nasza relacja wreszcie obierała właściwe tory, ale czy naprawdę tak było? Czy to było jedynie złudzenia?
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Zaniedbałam. Mam teraz strasznie zabiegany okres choć wiem, że to żadne wytłumaczenie bo każdy w dzisiejszych czasach wszędzie pędzi, a jednak znajdujesz czas żeby co tydzień uraczyć nas nowym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest moim ulubionym. Nie potrafię tego tak do końca wytłumaczyć, ale w pewien sposób jest dla mnie magiczne ; ) Jestem Ci za nie cholernie wdzięczna.
Pięknie piszesz, wszystko jest bardzo niekanoniczne. Czekam z niecierpliwością co się wydarzy. Po prostu je uwielbiam.
Co do błędów, to w obrębie całości nie zwraca się na nie tak uwagi, bo po prostu cholernie ciekawie piszesz. Natomiast jeśli byś chciała to przed dodaniem mogłabym sprawdzać rozdziały pod kątem jakichś błędów, choć w sumie wątpie żebyś była zainteresowana ponieważ żadna ze mnie polonistka. Ale w razie czego wiedz, że możesz na mnie liczyć.
I bardzo się cieszę, że dodałaś post pod rozdziałem. Moim zdaniem to bardzo miłe cokolwiek byś tam nie napisała, bo w pewien sposób przejawiasz chęć kontaktu z czytelnikiem, co bądź co bądź jest niezwykle istotne dla takich szaraków jak ja ;)
Gorąco pozdrawiam, Gosia Z.
To bardzo miłe, że moje opowiadanie aż tak się Tobie podoba! Nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie Twoje słowa. Dla autora choćby kilka słów znaczy bardzo wiele, to cholernie motywuje. Dziękuję za każdy komentarz jaki zostawiłaś pod rozdziałami, bardzo to doceniam :)
UsuńPozdrawiam!
Cudowny rozdział, z resztą jak każdy inny. Bardzo dobrze się czyta to opowiadanie. Bardzo mnie ciekawi jak potoczą się ich losy dalej. Będę tutaj zaglądać regularnie jak i również na nowe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;)
Twoje słowa to miód na moje serce. Miło, że dzięki temu opowiadaniu zyskałam Twoją uwagę i będziesz chciała czytać moją następną historię:)
UsuńPozdrawiam!
Przeczytałam całość od razu (no może z małą przerwą na obiad :))
OdpowiedzUsuńHistoria Zoe i Petera jest bardzo burzliwa. Oboje przeszli bardzo dużo.
Złe wydarzenia w ich życiu trwale się na nich odbiły.
Wzloty i upadki, ale najważniejsze, że koniec końców są wreszcie obok siebie. :)
Chciałabym żeby już nic nie stanęło im na przeszkodzie i stworzyli szczęśliwy związek
choć wiem, że od razu różowo jeszcze pewnie nie będzie. :)
Opowiadanie jest super, świetnie się to czyta i
oczywiście nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Przez ostatni rok nie miałam kompletnie czasu i tęskniłam za czytaniem właśnie takich opowiadań.
Sama wracam do pisania i u mnie również będzie Peter więc zapraszam:
http://we-are-legends-every-day.blogspot.com/
Bardzo cieszę się, że aż tak bardzo wciągnęła ciebie historia tej dwójki. Zajrzałam również do ciebie, ciekawa tego, co mogłam tam zobaczyć. Na pewno będę śledzić twoją historię skoro to Peter będzie jej bohaterem :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Uwielbiam Twojego bloga, wręcz ubóstwiam :) mam nadzieję, ze historia między Zoe, a Peterem szybko się nie zakończy :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo się z nimi zżyłam, ale niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Zostało jeszcze kilka rozdziałów. Nie chciałam, żeby ich historia była takim typowym tasiemcem.
UsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa :)
Pozdrawiam :)