Pillow talk My enemy My ally Prisoners Then we’re free It’s a thin line
Nabrała powietrza do płuc, zanurzając się. Chłodna woda otrzeźwiała jej umysł. Mogła, choć na krótką chwilę, pozbyć się myśli. Wyobrażeń o rzeczach, które nigdy nie będą mieć miejsca. Nadziei jedynie łamiących serce na kawałki. Musiała pozbierać wszystko w całość. Zbudować mur, żeby chronić się przed skrzywdzeniem. Chciała wciąż mieć Petera przy sobie, jednak nie mogła zaryzykować związku. Obawiała się wielu rzeczy, ale jego strata przerażała ją najbardziej. Nie wyobrażała sobie życia bez skoczka. Przyzwyczaiła się do towarzystwa Słoweńca. Lubiła jego skupiony wzrok, śledzący każdy ruch Brytyjki, czy dłonie, wywołujące ciarki. Tylko on potrafił wywoływać u niej uczucia, o których nawet nie miała pojęcia.
Dostrzegał to jak nieperfekcyjnie idealna była. Każda najmniejsza rzecz odróżniała ją od reszty społeczeństwa. Nawet uroda Brytyjki nie zaliczała się do przeciętnych. Jednym uśmiechem potrafiła zwalić go z nóg. Dotykiem wywoływała ciarki. Sprawiała, że zapominał jak się nazywał. Myślał tylko o niej. Zdawał sobie sprawę ze swoich uczuć. Wybrał drogę, z której nie było odwrotu. Mógł jedynie przyznać się do tego, co czuł i liczyć, że ona również za nim szalała – według niego taka możliwość raczej nie miała miejsca. Uważał, że tak dziewczyna jak ona – wspaniała, o nieskazitelnej urodzie i wyśnionej figurze – nie mogła zauroczyć się takim facetem jak ona. Nie odróżniał się od reszty, a za nią szalał cały świat. Mogła mieć każdego – przystojnego, umięśnionego, zaradnego, geniusza, bogatego.
Nie pasowali do siebie. On przeszedł za dużo, żeby pakować się w kolejny związek. Nie powinien tego robić, a mimo to chciał. Mógł rzucić wszystko, złamać wszystkie dane sobie obietnice, aby choć przez chwilę móc cieszyć się się jej bliskością. Cokolwiek by to było, nie miało szans przetrwać próby czasu. Nie nadawał się na chłopaka. Nie chciał skrzywdzić fizjoterapeutki, wolał sam cierpieć niż złamać serce Zoe.
To już nie była tylko fascynacja. To prawda, jej ciało mieszało mu w głowie – szczególnie wtedy, gdy wyginała się w bikini – ale pożądanie przestało przez niego przemawiać. Starał się opanować swoje dłonie. Ona nie była dla niego tylko obiektem westchnień. Jego wyobraźnia nadal podsuwała mu wyjątkowo niepomocne myśli, musiał z nią walczyć. Choć chciał pieścić jej rozgrzaną skórę, szeptać niegrzeczne obietnice, sprawiać przyjemność, nie mógł tego zrobić. Za bardzo bał się straty panny Hamilton, aby tak ryzykować. Mimo że gra była warta ryzyka, nie mógł go podjąć.
Poczuł parę nóg, oplatających jego pas. Dłonie zatrzymały się na klatce piersiowej chłopaka, a tułów przylgnął do pleców. Oparła głowę na barku skoczka, ciesząc się bliskością Petera. Pocałunek, który miał miejsce na Malcie, wciąż tlił się w jej pamięci. Wracał w najmniej odpowiednim momencie i przyprawiał o białą gorączkę. Chciała znowu poczuć usta chłopaka na swoich, ponieważ to uczucie było niesamowite. Nie potrafiła opisać go słowami. Dlatego wciąż prowokowała bruneta. Próbowała całą uwagę chłopaka skupić na sobie, czekając aż się złamie. Uważała, że kobieta nie powinna wykonywać ruchu pierwsza, więc starała się dać skoczkowi do zrozumienia czego oczekiwała od niego.
― Mam cię – powiedziała, nieumyślnie zahaczając ustami o wrażliwy płatek ucha. – Przegrałeś!
― Masz rację – przyznał, od początku wiedział, że przegra grę wymyśloną przez Zoe. – Chyba powinniśmy się już zbierać.
Podniosła się na rękach, żeby wyjść z basenu, a chłopak mógł podziwiać jej wysportowane ciało. Wcześniej potrafił oprzeć się urokowi panny Hamilton, ale wszystko uległo zmianie. Nie był w stanie trzymać rąk dla siebie. Chciał dać Zoe przyjemność, której jeszcze nigdy nie otrzymała. Traktować jak księżniczkę, nawet ofiarować gwiazdkę z nieba. Mógłby zrobić wszystko dla uroczej blondynki.
Nie malowała się. Nie układała włosów – pozwoliła im samym wyschnąć, nie przejmując się stanem w jakim się wtedy znajdą. Nie musiała się stroić, Peter lubił ją taką jaka była. Mimo braku makijażu prezentowała się nienagannie. Nie potrzebowała grubej warstwy różnego rodzaju kosmetyków. Natura obdarzyła ją niespotykaną urodą, za którą szalało wielu w tym również Peter.
Samochód poruszał się po starych, górskich drogach, które były w zadziwiająco dobrej kondycji. Serpentyny pięły się coraz wyżej, ale żadne z nich nie miało lęku wysokości. Podobała im się podróż w ciszy, zakłóconej jedynie przez cicho grające radio. Zmęczeni po porannym treningu oraz wizycie na basenie sprawiało, że marzyli o ciepłej kąpieli oraz smacznym posiłku. Nie mogli doczekać się aż dojadą do domku górskiego.
Usiedli przy stole, zaczynając jeść późny obiad, który raczej można było zaliczyć jako obiadokolację. W ciszy zajadali się zdrowym jedzeniem przygotowanym przez Zoe. Peter przy dziewczynie nauczył się jeść wiele warzyw, wcześniej nawet by ich nie dotknął. Okazało się, że po prostu Brytyjka potrafiła je bardzo dobre przygotować. Podawała z odpowiednim dresingiem, doskonale przyprawione lub ukryte w zupie krem.
― Nic mi się nie chce – przyznała, wkładając do buzi kolejny kawałek kaczki.
― Nie musimy iść na ten spacer – wzruszył ramionami, popijając lemoniadę.
― Myślę, że i tak musimy odpuścić. Zanosi się na deszcz – wskazała widelcem na okno, obserwując ciemne chmury, które pojawiły się nad Villach. – Pójdziemy innym razem. Mamy jeszcze prawie dwa tygodnie na to.
Słońce powoli zaczynało znikać za wysokimi szczytami Alp. Ostre promienie wpadały przez okno do jadali, oświetlając sylwetkę dziewczyny. Przyglądał się jak powoli delektowała się przyrządzoną przez nią kaczką. Uśmiechała się pod nosem, wiedząc, że Peter ją obserwował. Lubiła to. Podobała jej się uwaga, zainteresowanie, którym została przez niego obdarzona.
Chciał z kimś porozmawiać o tym, co czuł, jednak nie miał pomysłu do kogo mógłby zadzwonić, żeby udzielona rada miała sens. Po za tym nie wiedział, czy potrafiłby otworzyć się przed kimkolwiek. Niby tak prosta sprawa jaką było opowiedzenie o swoich uczuciach, dla niego zaliczała się do osiągnięć takich jak zdobycie Mount Everest. Nie umiał mówić o tym, co czuł, więc zrezygnował z telefonu do przyjaciela – to i tak nie miałoby sensu. Dlatego wolał dusić wszystko w sobie – ta opcja również nie była dobra. Krzywdził się. Nigdy nie powinniśmy zatrzymywać uczuć do siebie, ponieważ właśnie w ten sposób rodzi się depresja. Gdy nie potrafisz lub nie chcesz opowiedzieć komuś swoich myśli, zaczynasz zamykać się na świat. Otaczasz się szerokim murem, który teoretycznie powinien chronić ciebie przed złem, ale w rzeczywistości było na odwrót. Skumulowane emocje zaczynają nas atakować, robiąc to w najgorszy z możliwych sposobów. Wyciągają wszystkie nasze błędy z przeszłości, zalewając falą wspomnień. Jesteś zbyt słaby, żeby obronić się, więc przegrywasz z kretesem.
Wiedziała jak ważna rozmowa, przecież skończyła psychologię. Jednak nie miała pomysłu, kto mógłby udzielić jej najlepszej rady. Lewis pewnie kazałby pannie Hamilton zamieszkać w hotelu, z dala od skoczka, aby ochłonąć. Nico poparłby swojego brata, ponieważ obowiązywała ich solidarność plemników, nawet jeżeli to Zoe była jego siostrą bliźniaczką. Tata opowiedziałby swojej córce jakąś anegdotkę z młodości, która odnosiłaby się do sytuacji podobnej do tej. Powiedziałby coś o słuchaniu głosu serca i życzył powodzenia. Thomas już wyraził swoje zdanie na ten temat – kazał Brytyjce wreszcie przełamać się. Została Candice, ale ona wypoczywała w RPA. Szansa, że odbierze telefon, żeby doradzić przyjaciółce w potrzebie nie była dużo, ale fizjoterapeutka postanowiła spróbować.
Po tym jak jej przyjaciółka nie odbierała postanowiła opuścić swój pokój. Nie było w nim nic ciekawego do roboty. Wprawdzie mogła napisać cotygodniowe sprawozdanie dla trenera, jednak nie miała nastroju na robienie czegokolwiek produktywnego. Zeszła na dół, zastając Petera na kanapie w salonie. Oglądał jakiś film, wrzucając do buzi ziarna prażonej kukurydzy. Bardziej interesował go popcorn niż rozgrywana scena, więc dziewczyna założyła, że produkcja musiała być bardzo nudna. Wyciągnęła z zamrażarki pojemniczek ulubionych lodów bakaliowych, a z lodówki bitą śmietaną dla skoczka. Sięgnęła po łyżkę w drodze do salonu. Opadła na kanapę, rzucając plastikową pokrywkę na ławę. Zmieniła kanał, a wcześniej niezainteresowany Peter zwrócił uwagę na to, co leciało akurat w telewizji. Wciągnęli się w jakiś film, którego tytułu nawet nie znali. Dziewczyna delektowała się deserem, a Prevc pożerał porcje bitej śmietany, psikając sobie ją prosto do buzi.
To nie był najlepszy pomysł na zabicie czasu. Powinni skupić się na poznawaniu swoich sekretów, ale byli zbyt radośni, aby wspominać demony przeszłości. Choć padał deszcz ich nastrój był bardzo dobry. Może trochę za bardzo zaszaleli, ale nie przejmowali się w tamtym momencie. Żyli chwilą, dopiero następnego poranka, czy też w nocy, będą żałować popełnionych w dzień rzeczy, ale wtedy nie zastanawiali się konsekwencjami. Liczył się uśmieszek na ustach Zoe, który oboje wiedzieli, że za chwilę zniknie. Nie była pewna swojej wygranej w ich małej grze, ba, coraz bardziej upewniała się w przekonaniu, że przegra z kretesem.
― Więc proponujesz grę? – uniosła brew do góry, opierając się na rękach. – I jesteś święcie przekonany, że wygrasz?
― Mam dziesięć minut, żeby robić cokolwiek zechcę – uśmiechnął się przebiegle. – Jękniesz lub zrobisz jakikolwiek ruch w moim kierunku, przegrasz.
Kiwnęła powoli głową, przygotowując się na pierwszy ruch ze strony chłopaka. Wiedziała, że musi być silna. Jej natura nie pozwalała przegrywać. Zawsze walczyła do końca, nawet w tak błahej sprawie jak ta. Może po prostu chciała przez całe dziesięć minut, a dokładniej sześćset sekund, czuć jego bliskość, której tak bardzo pragnęła ze strony skoczka.
Palcem wskazującym śledził jej obojczyk oraz mostek. Odpinał guziki koszuli Brytyjki, ukazując coraz więcej ciała. Masował pośladki dziewczyny. Całował dekolt, spoglądając z dołu na Zoe. Dostrzegał zawzięty wzrok dziewczyny, przesiąknięty pożądanie. Wiedział, że powoli doprowadzał ją na granicę wytrzymałości – to była tylko kwestia czasu, żeby wreszcie się poddała. Widział gęsią skórę, która pojawiała się pod wpływem dotyku skoczka. Złożył pocałunek w zagłębieniu szyi, powoli przesuwając się w górę. Poświęcił jej całą swoją uwagę. Zsunął materiał bawełnianej koszuli z ramienia fizjoterapeutki, składając na nim delikatny pocałunek. Opuszkami palców gładził delikatną skórę panny Hamilton. Robił to o czym marzył wcześniej – mógł wprowadzić swoje fantazje w życie. Zachowywał się delikatnie, jakby zgrywał dżentelmena. Powoli doprowadzał zmysły Brytyjki do szaleństwa, dzięki temu odczuwała wszystko mocniej, dokładniej. Wiedział, w którym momencie przestać by pozostawić ją niecierpliwą, wręcz proszącą o jego uwagę, dotyk.
Powoli oddychała, napinając mięśnie, żeby po chwili znowu je rozluźnić. Zaciskała dłonie na kanapie. Przygryzła spierzchniętą wargę, uciekając spojrzeniem od chłopaka. Nie mogła mu się oprzeć. Bardzo ją pociągnął i dobrze o tym wiedział. Był święcie przekonany o swojej wygranej. Odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy. Czuła napięcie, które budowało się w dole brzucha. Zrolowała palce u stóp, powstrzymując się od wydawania jakichkolwiek dźwięków. To było dla niej za wiele. Dłonie bruneta rozgrzewały skórę Zoe. Usta pieściły każdy milimetr ciała. A słowa, szeptane co jakiś czas wprost do jej ucha, doprowadzały ją do szewskiej pasji. Zassała policzki, unosząc nieznacznie biodra do góry. Drżała pod wpływem jego dotyku. Zapach perfum Petera, które zawsze bardzo podobały się dziewczynie, mieszał w głowie fizjoterapeutki. Pragnęła tej uwagi, którą jej ofiarował. Nie chciała, żeby kiedykolwiek przestawał. Sprawiał, że poznała coś czego jeszcze nigdy nie miała okazji poczuć.
― Oh, Peter! – jęknęła, a Słoweniec uznał to za najbardziej pociągający dźwięk jaki kiedykolwiek słyszał.
Przylgnęła do ciała skoczka jak rzep do psiego ogona. Z niezwykłą pasją całowała zaczerwienione usta. Przejeżdżała paznokciami po plecach chłopaka. Czuła każdy mięsień jego ciała. Powietrze w pokoju stało się gęste – można je było pokroić nożem. Dźwięk ich przyspieszonych oddechów mieszał się z pełnymi rozkoszy jękami. Nie szczędzili sobie czułości. Ich klatki piersiowe szybko unosiły się, ale jeszcze szybciej opadały. Dłonie odrobinę się trzęsły od napływu emocji. Nie widział tej strony Zoe. Kiedy pieściła jego klatkę piersiową, w oczach Brytyjki widział pożądanie, ale również coś oprócz tego. Nie potrafił nazwać tej emocji. Sprawiała, że ciarki po raz kolejny tego wieczoru przebiegły wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedział, że to właśnie była miłość.
Biała, bawełniana koszula opadła na drewnianą podłogę. Dziewczyna siedziała jedynie w czarnym staniku oraz krótkich, dresowych spodenkach. Uśmieszek błąkał się na jej zaczerwienionych, lekko spuchniętych wargach. Pchnęła chłopaka na plecy, siadając na jego biodrach. Pochyliła się, pozwalając oczom skoczka skupić się na biuście. Koniuszkiem języka oblizała usta, a jego dłonie przesuwały się po jej udach. Znikały pod materiałem wygodnych spodni, zahaczały o lamówkę koronkowych majtek, ponownie zjeżdżały w dół.
― Myślę... – wyszeptała zbyt oszołomiona, aby kontynuować. – O mój Boże... To nam nie pomaga. Niezależnie od tego jak bardzo tego chcemy.
― Nikt nie musi wiedzieć – odpowiedział, tęskniąc za jej malinowymi wargami.
Śledziła opuszkami palców jego tatuaże. Od zawsze miała do tego słabość. Sprawiała mu ogromną przyjemność choć tylko – a może aż – się całowali. Mieli na siebie ogromny wpływ. Spragnione bliskości innego człowieka ciała reagowały na wszystko dużo bardziej. Mrówki przebiegały po ich skórze. Dreszcze pojawiały się wzdłuż kręgosłupa na chwilę, a później znikały, aby pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Serca galopowały, jakby starając się wyskoczyć z klatki piersiowej. Czekali na to bardzo długo, nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Ich ciała podświadomie pragnęły dotyku, który jedynie wzajemnie mogli sobie dać. Nikt inny nie byłby wstanie spełnić tych pragnień, oczekiwań.
Stare deski skrzypiały, gdy przemieszczali się na górę. Deszcz szalał za oknami. Wichura targała drzewami, przechylając je w różnych kierunkach. Obijali się plecami o ściany obwieszone różnymi zdjęciami. Wiedziała, że będzie miała pełno siniaków, ale nie czuła bólu – usta Petera zagłuszały jakiekolwiek inne uczucia, dając ogromną przyjemność dziewczynie. Ramki spadały na ziemie pod wpływem kontaktu z ich ciałami, ale w tamtym momencie mieli gdzieś, że mogły się pobić – tym będą się martwić następnego ranka, gdy przyjdzie czas, aby sprzątać. Kiedy znaleźli się w sypialni skoczka, nie marnowali czasu. Poruszali się po dwuosobowym łóżku, niszcząc idealnie ułożoną pościel. Przypominali łowcę i ofiarę z tą różnicą, że żadne z nich nie miało ucierpieć, ponieważ obydwoje tego chcieli, pragnęli. Oczy, zamglone pożądaniem, śledziły wszystko uważnie, błyszcząc w ciemnym pomieszczeniu.
Zsunął z jej ramion ramiączko czarnego stanika, całując każdy milimetr ciała. Przesuwał się coraz niżej, ale wciąż nie pozbył się górnej części bielizny. Wytyczał nowe szlaki językiem, podgryzając skórę w niektórych miejscach. Obserwowała uważnie ruchy chłopaka, delektując się przyjemnością, którą sprawiał pannie Hamilton.
Wątpliwości nie zaprzątały głowy blondynki, gdy zsuwała koszykarskie spodenki z Petera. Nie zastanawiała się, czy robiła źle. Liczyła się przyjemność, która wypełniała każdą komórkę jej ciała. To prawda, nie myślała trzeźwo. Prevc skutecznie utrudniał to dziewczynie, całując wewnętrzną stronę ud Zoe. Miał ją w garści. Mogła jedynie zacisnąć dłonie na prześcieradle i wyrażać swoją aprobatę dla działań skoczka. Włosy panny Hamilton były roztrzepane na białej poduszce, odstawały w każdym kierunku, ale nawet tak drobna rzecz podobała się skoczkowi. W tamtym momencie wszystko w niej go pociągało.
To było zupełnie nowe doświadczenie. Jeszcze nigdy nie poznali czegoś takiego. Wydawało im się jakby cały wszechświat się zatrzymał. Burza przestała siać spustoszenie na zewnątrz. Serca na chwilę stanęły, ale później ponowiły swój szaleńczy bieg. Dłonie, które łapczywie przesuwały się po spragnionych dotyku ciałach. Spuchnięte usta, wciąż spotykające się ze sobą. Ich zmysłu oszalały. Każda komórka ciała płonęła. Myśli jakby na chwilę odfrunęły – może poniósł je wiatr – nie zaprzątały ich głów, ponieważ liczyło się tu i teraz. Rozsypywali się w drobne kawałki, ale dotyk drugiej osoby przywracał ich ponownie w całość. Wydawało im się jakby przemierzali drogę do raju.
Czuła jakby mogła w każdej chwili się rozpłakać. Emocje wypełniały jej ciało, doprowadzały zmysły do szaleństwa. Serce biło jeszcze szybciej niż choćby chwilę wcześniej. Dłonie zaciskały się na barkach skoczka, a paznokcie mocniej wbijały się w delikatną skórę. Wiła się na białym prześcieradle, jęcząc imię Słoweńca. Napięcie, które Prevc potęgował, nie mogło ujść z jej ciała tylko kumulowało się w niej. Oddech stał się jeszcze bardziej urywany. Peter doprowadzał ją do granic wytrzymałości. Wiedział, co robić, żeby sprawić przyjemność Zoe.
To było ich miejsce. Miejsce, w którym zapomnieli o swoich obawach. Na ten jeden wieczór zostawili wszystkie uprzedzenia i wątpliwości z boku, żeby oddać się przyjemności. Miłość wymieszana z pożądaniem przysłoniło zdrowy rozsądek – nie umieli racjonalnie myśleć. Nie żałowali niczego, co stało się, nie potrafili. Pierwszy raz poczuli się tak idealnie.
To był ich czas. Moment, w którym wszystkie najskrytsze oczekiwania, marzenia, sny weszły w życie. Obydwoje marzyli o tym tak długo. Wyobrażali sobie tę chwilę wiele razy, ale rzeczywistość przeszła ich najśmielsze oczekiwania. Spuchnięte, zaczerwienione usta po raz kolejny spotkały się tego wieczora. Drżące palce dziewczyny ciągnęły za włosy Petera, który mógł jedynie przymknąć powieki i gorączkowo szeptać imię Brytyjki. Owinęła nogi wokół jego pasa, zmniejszając dystans dzielący ich. Chciała w pełnie go poczuć, całą sobą, ponieważ bała się, że to mógł być tylko ten jeden raz. Obawiała się, że to już więcej nie powtórzy się, a ona tego bardzo nie chciała. Dlatego musiała dokładnie wszystko zapamiętać, aby mieć, co wspominać. Jego przepełnione pragnieniem ruchu, które tak naprawdę były bardzo łagodne. Spragnione usta, wciąż szukające jej warg. Nie chciała, aby to kiedykolwiek kończyło się, ale nic nie może wiecznie trwać.
I'd love to hold you close, tonight and always I'd love to wake up next to you
To było jakby ciemność zderzyła się z jasnością. Dwie, stworzone dla siebie istoty oddały się chwili. Postąpili lekkomyślnie, ale nie mieli prawa winić się za to. Pożądanie rozwijało się w nich przez długi czas, w końcu musieli przegrać walkę ze sobą. Człowiek nie zaliczał się do silnych istot, które umieją się kontrolować. Każdy z nas w końcu upada, oddając się temu, co czuje. To był ich moment.
― Wiesz, że powinniśmy o tym zapomnieć – wyszeptał, kiedy leżała, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi.
― Wiesz, że i tak tego nie zrobimy – odpowiedziała, całując szyję skoczka.
***
Ta noc zmieniła tak wiele, a jednocześnie nic. Wciąż byliśmy w sobie bezgranicznie zakochani i nie robiliśmy nic w kierunku związku. Przeciwnie, odnosiłam wrażenie jakbyśmy się od tego coraz bardziej oddalali.
O MÓJ BOŻE !!!!! Tak długo czekałam na taki rozdział i jest, w końcu coś dzieję się między nimi. Szkoda tylko,że Peter chce o tym zapomnieć. Jednak mam wrażenie, że to nie będzie takie łatwe. Rozdział super, czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę weny ;)
Dzięki temu że weszłaś na mojego bloga, odkryłam twojego. OMG jak ty cudownie piszesz. Prawdziwy talent. Wspaniale wykreowałaś postać Prevca, a także zaintrygowalaś Zoe, która jest zdecydowana i silna. Ciekawi mnie jak dalej potoczą się ich losy. Tych, dwojga niby nie pasujących do siebie ludzi. Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje słowa, to miód na moje serce. Po za tym ogromnie motywują, żeby dodawać kolejne rozdziały!
UsuńPozdrawiam, Lara :)