7.02.2016

Your Love

Boy, you don't know how much I like you You're so hot, not to bite it

Just a little, know you like it I'll do whatever you want

Wiatr rozwiewał jej włosy. Słońce ogrzewało ciało dziewczyny okryte przez cienką bluzkę na ramiączkach i krótkie, dżinsowe spodenki. Nawet klima nie zmniejszała odczuwalnej temperatury. Malta była krajem śródziemnomorskim, dlatego już w czerwcu, może również w maju, pogoda sprzyjała turystom. Opierała lewą rękę o drzwi samochodu, a palcami przeczesywała rozpuszczone włosy. Żałowała że nie spięła ich, ale teraz mogła tylko pluć sobie w brodę i karcić się za gapiostwo. Wybijała rytm piosenki, która akurat leciała w radiu, na skórzanej kierownicy. Podziwiała przyrodę choć powinna skupić się na drodze. Nigdy nie można było przewidzieć, co jakiemuś innemu kierowcy strzeli do głowy.
Spojrzała na Petera, który siedział na fotelu pilota. Z założonymi na piersi rękami obserwował krajobraz za oknem. Wciąż wyglądał na obrażonego, ponieważ to Zoe prowadziła. Skoczek nie uważał, że kobiety gorzej sprawowały się za kierownicą niż mężczyźni, ale wolałby zamienić się miejscami z panią psycholog. Lubił kierować. Wtedy wszystkie zmartwienia odchodziły na boczny tor. Skupiał się na drodze, nie myślał o niczym innym. 
Poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne i westchnął. Nie miał pojęcia, gdzie Zoe go zabierała. Rano powiedziała jedynie, że jadą na wycieczkę oraz powinien zabrać strój kąpielowy. Samochód zaczął zwalniać, a chłopak zdał sobie sprawę, że dotarli do portu. Nie miał problemu z podróżami po morzu, ale nigdy nie wypływał w długi rejs. Kiedyś popłynęli na wakacje do Wenecji, ale na statku spędził tylko kilka godzin i przez cały ten czas męczył się, ponieważ jakieś dziecko źle znosiło podróże morskie.
― Dlaczego jesteśmy w porcie? – zapytał, wysiadając za dziewczyną z pojazdu.
― Zobaczysz – powiedziała jedynie, rozglądając się dookoła.
Wsiedli na białą motorówkę, która nie należała do bardzo małych. Spokojnie mogło by się zmieścić na niej jeszcze parę osób, ale Peter nie pytał fizjoterapeutki, dlaczego wynajęła tak dużą łódkę. To ona była kapitanem i nie chciał jej przeszkadzać, chociaż wyglądała jakby wiedziała, co robiła. 
Dziewczyna nie przestawała go zadziwiać. Potrafiła prowadzić motorówkę, przynajmniej taką miał nadzieję. Liczył, że miała patent i nie istniała jakakolwiek szans, iż łamała prawo. Zoe nie wyglądała na osobę, która miała na pieńku z policją, jednak nigdy nie rozmawiali o przewinieniach. Może w rzeczywistości była seryjnym mordercom, który okradł rosyjskiego mafiozę i poddał się zabiegowi zmiany wyglądu, żeby władze nie mogły jej złapać.
― Kiedy nauczyłaś się prowadzić motorówki? – zapytał, stając koło Brytyjki.
― Lewis ma słabość to różnego rodzaju pojazdów. Któregoś razy, gdy byliśmy u niego w Monako, postanowił, że nauczy mnie pływać motorówką. Próbował przybliżyć mi latanie samolotami, ale to nie dla mnie. Pogubiłam się, kiedy tłumaczył mi zastosowanie różnych przycisków – zaśmiała się, przyspieszając.
Zoe nie była osobą, która bała się prowadzić. Za kierownicą czuła się bardzo pewnie. Nie panikowała, nie powodowała wypadków. Wprawdzie irytowała się, kiedy trafiała na ślamazarnych kierowców. Nie tolerowała również piratów, choć czasami zdarzało się, że przekraczała dozwoloną prędkość, jednak ona nie zaliczała się do wariatów drogowych. Radziła sobie nawet w najtrudniejszych warunkach, mimo że nie lubiła jeździć, kiedy asfalt został pokryty warstwą lodu. W rodzinie jak jej wypadało znać się na samochodach oraz potrafić je prowadzić jak prawdziwy kierowca wyścigowy.
― Jakie było twoje dzieciństwo? – spróbowała przełamać mur, który Peter zbudował wokół siebie.
Skoczek wiedział, że to tylko kwestia czasu, kiedy otworzy się przed Zoe. Dziewczyna w jakiś sposób znalazła drogę do jego serca i, choć on go dzielnie bronił, powoli polegał. Miał wrażenie, iż będzie bezpieczne w dłoniach Brytyjki. Może mylił się, ale było za późno na odwrót. Piękna blondynka o zjawiskowych, piwnych oczach sprawiła, że zapomniał o swoich zasadach, czy obietnicach. Myślał tylko o niej. Przejmował się opinią panny Hamilton, jej uczuciami również. Chciał jak najlepiej dla fizjoterapeutki. Zoe zauroczyła go i wiedział, że nie wyleczy się z tego szybko.
Miłość to niełatwa sprawa. W całej swojej okazałości wydaje się bardzo zawiła. Pełna sprzeczności, niezrozumiałych decyzji, innych poglądów. Raniła wielu, tych silnych, ale również słabych. Dla niej nie miało znaczenia pochodzenie, kolor skóry, klasa społeczna. Jednak każdy chciał, choć przez krótką chwilę, poczuć się kochanym. Pozwolić nieznanemu ciepłu wypełnić jego serce, cieszyć się szczęściem, które miłość ofiarowała jedynie na określony okres. Przemijała bardzo szybko. Wyniszczała od środka – była jak cichy zabójca. Nikt nie spodziewał się, że koniec nastąpi aż tak szybko. Niespodziewanie zabierała wszystko, co się dla nas liczyło, a później śmiała się w twarz. Niezwykle zawistna dama o przenikliwym spojrzeniu, potrafiącym doprowadzić do łez. Umiała wygrać z każdym – nie znalazł się człowiek, który byłby w stanie oprzeć się jej sile.
― Pełne skoków, presji ze strony rodziców. Kiedy zacząłem trenować, cała Słowenia żyła skokami. Każdy chciał, aby jego dziecko było najlepsze, a mój ojciec z matką bili wszystkich na głowę – zassał dolną wargę, zastanawiając się, czy jego odpowiedź była wystarczająca. – Moje młodsze siostry również zaczynają skakać. Domen jest przymierzany do startów w juniorskich imprezach, mimo że powinien skupić się na nauce. Cene już startuje w zawodach pucharowych. Rodzice mają parcie na szkło. Co z tobą?
― Dużo się uczyłam, poznawałam świat. Mama chciała, żebym robiła to o czym marzyłam. Zawsze mnie wspierała – wydawało mu się, że Zoe odpłynęła razem ze wspomnieniami. – Nie miałam dużo znajomych. Oprócz jednej przyjaciółki nikt nie chciał się ze mną zadawać. Nosiłam okulary, a fryzura zaliczała się do żenujących.
Łódź zatrzymała się niedaleko raczej niezamieszkałej wysepki. Skały uniemożliwiały bezpieczne podpłynięcie do brzegu. W lazurowej wodzie odbijało się słońce, którego tego dnia nie zasłaniała ani jedna chmura. Zoe spojrzała na prostokątny kawałek papieru, upewniając się, że zatrzymała się przy odpowiedniej wysepce. Wyciągnęła spod ławeczki maski oraz płetwy i podała parę Peterowi. Chłopak domyślił się, że przyjechali tutaj, aby podziwiać podwodny świat. Najwyraźniej pani fizjoterapeutka chciała w pełni korzystać z tego wyjazdu – poznać Maltę.
Uwielbiali spędzać czas w swoim towarzystwie. Skoczek kochał słyszeć śmiech fizjoterapeutki. Dziewczyna lubiła, kiedy oczy chłopaka błyszczały z ekscytacji. Byli wobec siebie szczerzy, choć nadal nie ujawnili swoich tajemnic. Rozmawiało im się świetnie, nie ważne na jaki temat, których nigdy im nie brakowało. To była przyjaźń, przeradzająca się w prawdziwe uczucie. Nie znali przyszłości, ale domyślali się, że tak szybko nie znikną ze swoich żyć.
Odnosiła wrażenie, że łódź była zawieszona w powietrzu. Woda miała idealnie turkusowy kolor, dlatego mogła nawet z pokładu obserwować kolorowe rybki. Wprawdzie nie dorównywały różnorodności tym z największych raf koralowych na świecie to i tak były piękne. Założyła płetwy oraz maskę. Zrobiła krok, żeby zanurzyć się w morzu. Poczuła dreszcze na całym swoim ciele. Zauważyła meduzy, czy kilka innych gatunków morskich stworzeń. Glony obrastały rozsiane po piaszczystym dnie kamienie. Słońce przebijało się przez taflę, odkrywając kolejne metry podwodnego królestwa.
Wspólnie wpłynęli do jednej z tych tajemniczych jaskiń. Ze wszystkich stron otaczały ich skały. Dźwięk roznosił się echem. Usiedli na półce skalnej, obserwując promienie, odbijające się w tafli wody. Peter nucił jakąś piosenkę, a Zoe podziwiała cuda natury.
Nie pływali długo koło skalistej wysepki. Okazało się, że dziewczyna pomyliła się i zamiast wynająć motorówkę na cały dzień, wypożyczyła ją jedynie na pięć godzin. Peter cieszył się, że musieli wcześniej wracać. Nie czuł się pewnie na łódce. Nie miał choroby morskiej, jednak wolał trzymać się lądu. Czuł się pewniej, kiedy stąpał po ziemi, a nie poruszał się wszelkiego rodzaju statkami. Bardzo podobała mu się wysepka oraz zakochał się w podwodnym świecie to wolał opalać się na piaszczystej plaży lub kąpać w morzu, gdzie cały czas mógł widzieć brzeg.

Siedzieli na balkonie w świetle księżyca. W rzeczywistości lampy hotelowe oświetlały ich zgarbione sylwetki, ale srebrny glob dodawał nastroju. Wokół żarówek kinkietów latały brązowe komary, które tylko czekały, żeby wypić słodką krew. Nikt nie lubił tych małych owadów i, choć ludzie starali się, nie byli w stanie ich wszystkie wybić – rozmnażały się jak grzyby po deszczu.
Peter opierał się o rozgrzaną przez słońce ścianę budynku. Lewą rękę, w której trzymał butelkę miejscowego piwa, opierał na kolanie. Obserwował ruch cieczy w półlitrowej, zielonkawej buteleczce, słuchając opowieści o czasach szkolnych blondynki. 
Jej policzki były bardziej zaróżowione niż zazwyczaj. Oczy błyszczały wcześniej nieznajomym dla niego blaskiem. Często się śmiała i uśmiechała. Alkohol zaczął uderzać do głowy dziewczyny, ale nie była pijana. Napój dodał odwagi Zoe – rozwiązywał język. Zaczęła opowiadać o rzeczach, których zazwyczaj unikała. Wspomniała kilka razy o swojej mamie, a fizjoterapeutka wcześniej nawet nie wyjawiła mu imienia rodzicielki. Mówiła o wakacjach u dziadków w Rosji, podczas których złamała nogę. Nie rozpaczała, ponieważ mogła poświęcić więcej czasu na czytanie kolejnych książek, a Lewis oraz Nico dostali karę. Oni zawsze woleli bawić się na dworze niż pochłaniać kolejne lektury. Mała blondyneczka pomagała babci w kuchni, ucząc się rosyjskiego.
― Powiedz coś po rosyjski – poprosił, upijając łyka chmielowego napoju.
Я думаю, что я люблю тебя* – wyszeptała po chwili milczenia.
Skoczek nie miał pojęcia, co powiedziała, ale nie spodobał mu się ten język. Wydawał mu się jakby z innej planety, w ogóle nie miał dla niego sensu. Kiedy dziewczyna napisała zdanie, totalnie się zagubił. Nie wiedział, czy po prostu nie wypił za dużo piwa, żeby zrozumieć, o co chodziło w rosyjskim. Zoe jedynie uśmiechnęła się uroczo, gdy zapytał o tłumaczenie. Powiedziała jedynie, że to nie był odpowiedni moment i poszła po kolejne butelki.
Oparła się o drzwi do łazienki. Przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Mimo procentom, które buzowały w jej żyłach żałowała wypowiedzianych w innym języku słów. W ten sposób upewniła się, że powinna zaczekać z rozmową o uczuciach z Peterem. Dziewczyna wolała zachować prawdę dla siebie, aby wciąż kontynuować przyjaźń, która nie była wystarczająca, ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu.
Ochlapała twarz chłodną wodą, oglądając się w łazienkowym lustrze. Wyciągnęła z małej lodówki, która nie wiedzieć dlaczego znajdowała się właśnie w łazience, butelki procentowego napoju i wyszła z pomieszczenia. Powoli wróciła na balkon, poprawiając fryzurę. Usiadła na wcześniejszym miejscu koło skoczka, podając mu kolejną porcję.
Nie wiedziała, kiedy rozmowa zeszła na dość niebezpieczne tematy. Wspomniała o relacji z Adamem Levine, a skoczek nie poruszał tematu nieudanych związków. Nie chciał mówić o tym, co było. Wolał skupić się na przyszłości, w której nie mogło zabraknąć miejsca dla Zoe.
― Jaki był twój pierwszy pocałunek? – zapytał dziewczynę, przygryzając wargę.
Zoe nie mogła przestać myśleć o ustach skoczka. Chciała poczuć ich smak. Zaznać tego uczucia, kiedy całujesz osobę, w której zauroczyłeś się. Przekonać się na własnej skórze, iż motylki, czy, jak inni ludzie twierdzili, fajerwerki były prawdziwe. Była skłonna zaprzepaścić ich przyjaźń, bardzo ważną dla Brytyjki, aby pocałować skoczka. Zapomnieć o bożym świecie dla chwili przyjemności.
― Nie wiedziałam, co zrobić z rękami. To było strasznie żenujące. Nawet nie pamiętam chłopak, z którym się całowałam. Miał chyba na imię... Derek – podrapała się po skroni, starając się przypomnieć jego wygląd. – A co z tobą?
Wciąż spoglądał w jeden punkt. Jego wzrok wydawał się nieobecny. Myśli skoczka musiały przenieść go w czasie do momentu pierwszego pocałunku. Opróżnił kolejną butelkę piwa, w której wcześniej znajdowała się połowa zawartości napoju. Odstawił szkło na bok, otwierając kolejne. Odchrząknął, wciąż nie mając odwagi, żeby spojrzeć na panią psycholog.
― Nigdy się nie całowałem – zaśmiał się. Wiedział, że nie nabrał panny Hamilton. – Naprawdę! Jeszcze się taka nie urodziła, żeby sprostać moim oczekiwaniom.
Zoe napiła się piwa i wrzuciła pustą butelkę do kosza na śmieci. Klęknęła koło chłopaka, przygryzając wargę. Pochyliła się, a ich twarze dzieliło niewiele. Może faktycznie wypiła trochę za dużo, ale przecież żyje się tylko raz – kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje. Może normalnie nie miałaby odwagi, żeby próbować całować Petera, ale alkohol mieszał jej w głowie.
― A czy ja się nadaję? – wyszeptała, siadając na kolanach bruneta.
Oddech uwiązł mu w gardle. Ogromna gula utrudniała mu przełykanie śliny, a chłopak nie wiedział, co zrobić z pocącymi się dłońmi. Utonął w piwnych oczach blondynki. Nie potrafił sformułować sensownego zdania, zapomniał języka w gębie.
― Myślę... – wyszeptał powoli – że jesteś idealna.
Można wyróżnić kilka grup pocałunków. Całujemy się z osobami dla nas nieważnymi – z którymi nie jesteśmy związani emocjonalnie – lub miłościami naszych żyć. Czasami do czułości dochodzi przez zupełny przypadek lub pod wpływem alkoholu, czy też innych używek. Nie zawsze rodzi się namiętność pomiędzy stronami. Każdy człowiek posiada inne zdolności albo preferencje. Niektórzy nie tolerują, gdy druga osoba wkłada im język do gardła, a inne wręcz tego pragną.
Czekali na to bardzo długo. Mieli nadzieję, że stanie się to dużo szybciej, ale warto było czekać. Ich usta współgrały ze sobą idealnie. Może to alkohol sprawiał, że odczuwali wszystko dużo bardziej, ale to było niesamowite uczucie. Powietrze zgęstniało, a świat przestał istnieć. Nie docierały do nich żadnego bodźce. Nie zwracali uwagi na sąsiadów kilka balkonów dalej, którzy zaprosili do siebie paru znajomych i robili małą imprezę. Liczyli się tylko oni – usta Zoe, które z ogromną namiętnością pieściły wargi Petera. Jego dłonie masujące rozgrzaną skórę dziewczyny. Nie mogli uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Bali się, że za chwilę wszystko się skończy i będą zmuszeni zapomnieć o tym, co się działo. Może to było złe, ale oni wciąż chcieli popełniać ten błąd.
______________________________________________________

* YA dumayu, chto ya lyublyu tebya – chyba cię kocham

***
Na początku myślałam, że ta miłość będzie dla mnie zgubna. Przecież kochałam mojego współpracownika, dlatego wydawało mi się to trochę nienormalne. Uważałam, że ten związek nie miał szans przetrwać, jak bardzo się myliłam.

2 komentarze:

  1. Wow świetnie napisane. Czytając przeniosłam się, czułam się jakbym tam była. Piszesz naprawdę bardzo dobrze, powodzenia i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodko, słodko, słodko... czekam na ciąg dalszy:)
    Zapraszam do mnie:
    http://zaginionawsrodskokow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Followers

Template made by Robyn Gleams