25.11.2015

Be Alright

Twelfth
All along in my room Waiting for your phone call to come soon For you, oh, I would walk a thousand miles To be in your arms holding my heart

Od feralnego wypadku nie mogła spać. Zadręczała się, że popełniła błąd, choć Peter wiele razy zapewnił ją, że wina nie leżała po stronie fizjoterapeutki. Jednak ona nie mogła w to uwierzyć. Bała się o Prevca. Był jej bardzo bliski i, choć nie chciała tego przyznać, jakieś dziwne uczucie formowało się w dole brzucha Zoe za każdym razem, gdy ją dotykał lub rozmawiał z nią. Nie mogła zrozumieć dziwnych emocji, którymi wręcz buzowała za każdym razem, kiedy jego usta spotykały się z jej policzkiem, a dłonie tworzyły jedność.
Panna Hamilton nigdy nie doświadczyła takiego czegoś. Miała paru chłopaków, ale żadnego z nich nie postrzegała jako kogoś więcej niż przyjaciela na początku. Wbrew pozorom Peter też był dla niej bardzo bliskim znajomym, może aż za bliskim. Zoe – jako pani psycholog – wiedziała, co oznaczały te uczucia, jednak nadal okłamywała samą siebie. Przeklinała swoje zdradzieckie serce za bicie szybciej za każdym razem, gdy skoczek pojawiał się w zasięgu jej wzroku.
Potrzebowała porady innej zakochanej kobiety. Mogła zadzwonić do bratowej, ale przy ostatniej rozmowie jej brat wspomniał coś o tym jak zabiegana Nicole była. Dlatego zrezygnowała, postanawiając, że rano skontaktuje się z Candice.
Chciała porozmawiać z mamą o zauroczeniu, ale nie miała takiej możliwości. Żałowała, że jej rodzicielka zniknęła zanim Zoe zaczęła interesować się chłopcami. Właściwie Brytyjka jako nastolatka należała do buntowniczych chłopczyc, ale mimo to uczyła się celująco. Wtedy nie interesowały jej związki, jednak z czasem wszystko zmieniło się.
Parny klub nie był dobrym miejscem do rozmyśleń. Do końca nie wiedziała, dlaczego tutaj przyszła. Candice musiała przekonywać dziewczynę bardzo długo, żeby ta w końcu zgodziła się zaszaleć tej nocy. Wykręcała się pracą, obowiązkami, a nawet Peterem, ale postanowiła, że przyszedł czas, aby pozwolić sobie na coś więcej niż zwykle. Była typem imprezowiczki. Uwielbiała dobrą zabawę, alkohol, taniec i imprezy do rana. Na studiach prawie ją to zgubiło, ale poradziła sobie.
Popijała kolejnego drinka, zastanawiając się nad najbardziej bezsensownymi sprawami. W rzeczywistości potrzebowała alkoholu, żeby zagłuszyć uczucia. Zapijanie swoich smutków było głupim pomysłem, ale nie miała lepszego. Tylko w ten sposób mogła pozbyć się wiercenia w żołądku, którego miała już dosyć.
Co chwila kolejni faceci siadali na wolnym miejscu obok, ale oprócz kupienia jej kolejnego drinka, nie mogli zrobić nic innego. Panna Hamilton nawet nie pozwoliła im dotknąć się. Zachowywała dystans, nie zaszczycając ich uśmiechem, czy jednym spojrzeniem. Wszystkich porównywała do jednego chłopaka, który zaprzątał jej myśli.
Westchnęła, odgarniając przyklejone do spoconego czoła pasma blond włosów. Żałowała, że nie zrobiła kitki lub koka, ponieważ miała wrażenie, że jej kark płonął. Skanowała tłum w poszukiwaniu kogoś, kto spełniałby jej wymagania, jednak nikt taki się nie znalazł. Zabrała skórzaną kurtkę oraz kopertówkę i wyszła ze śmierdzącego alkoholem i dymem papierosowym klubu.

Nie płakał. Mimo że miał wiele powodów, żeby utonąć w rozpaczy. Jego kariera balansowała na krawędzi. Dodatkowo serce skoczka zaczynało bić szybciej, gdy Zoe Hamilton pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Powoli dochodziło do niego, dlaczego tak się działo, ale odgradzał się od tej myśli. Nie chciał pozwolić przejąć jej władzy nad swoim słabym ciałem.
Biel ścian w jego szpitalnym pokoju w ogóle mu nie pomagała. Kolor farby jeszcze bardziej wprowadzał Petera w depresyjny nastrój. Chciał już wrócić do domu i zapomnieć o wydarzeniach sprzed dwóch tygodni. Potrzebował spokoju, który mogło zapewnić mu mieszkanie. Uwielbiał swój apartament. Nigdy nie przeszkadzało Peterowi, że mieszkał sam na tak dużej powierzchni, ponieważ lubił samotność. Cisza, którą mógł przerwać jedynie głos, pochodzący z telewizora lub muzyka, zawsze mu odpowiadała. Potrafiła ukoić jego zszargane nerwy, przygotować na kolejny ciężki weekend.
Istniała możliwość, że piękny sen Petera dobiegł końca. Wiele rzeczy nie poszło po jego myśli. Cierpiał, czasami na własne życzenie, ale powoli, niezmiernie mozolnie, pokonywał swoje lęki, problemy. Złamane serce zostało zszyte, jednak ogromna blizna nadal na nim pozostała. Wiedział, że piętno po wydarzeniach z przeszłości pozostanie na nim do końca życia, ale może to dobrze. Będzie pamiętał jakiego błędu nie powinien znowu popełnić. Nie dałby rady ponownie wyjść z tak ogromnego dołu – to było dla niego za dużo.
Jego koledzy odpoczywali po sezonie w ciepłych krajach, a on musiał leżeć na zadziwiająco niewygodnym łóżku. Również potrzebował wakacji, a wizyta w szpitalu była tego najlepszym dowodem. Ostatnie czternaście dni spędził przykuty do materaca, ale w ogóle nie mógł zrelaksować się. Od dwóch tygodni nie spał dobrze, miał problemy z zaśnięciem w nowych miejscach, a bezsenność nie ułatwiała niczego. Odliczał godziny do opuszczenia tego przeklętego miejsca, żeby wreszcie móc odpocząć.
Spojrzał na kilka wazonów pełnych bukietów. Stały w rzędzie, a różne rodzaje kwiatów mieszały się ze sobą. Musiał poprosić pielęgniarkę, żeby otworzyła okno, ponieważ nie mógł znieść ich zapachu. Przyglądał się roślinom, kiedy jego wzrok natrafił na białą, prostokątną kartkę przyczepioną do łodygi czerwonej róży. Nie wiedział, dlaczego wcześniej jej nie zauważył. Kwiat wyróżniał się spośród innych swoją barwą. Krwisty kolor nie pasował do bladoróżowych frezji, które znajdowały się w tym samym wazonie.
Zawołał pielęgniarkę, która podała mu liścik. Powoli przesunął wzrokiem po każdym słowie zapisanym kształtnymi literami. Bardzo dobrze znał to pismo – nie mógł go pomylić z żadnym innym. Tylko jedna, ostatnimi czasy bardzo ważna dla niego, osoba potrafiła tak ładnie pisać.
You know that I care for you, I'll always be there for you I promise I'll just stay right here I know that you want me to, baby we can make it through Anything, cause everything's gonna be alright*
Nie mógł nic poradzić na uśmiech, który błąkał się na jego wargach. Żałował, że nie zobaczył wcześniej liściku, ponieważ te kilka słów naprawdę go motywowało. Chciał walczyć – o marzenia, przyjaźń, a może nawet coś więcej. Planował podziękować dziewczynie za pomoc – udało mu się znaleźć nadzieję, którą dawno temu zgubił. Uwierzył, że może wiele osiągnąć, spełniać marzenia, rozwijać się i przede wszystkim być szczęśliwym.
Zadzwonił do pani psycholog, palcami przesuwając po kredowym papierze. Po raz kolejny czytał tekst piosenki przytoczony przez Zoe, czekając aż dziewczyna odbierze. Spojrzał na zegar, który wskazywał, że było kilka minut po dziesiątej. Przygryzł wargę, ponownie wybierając numer dziewczyny. Znał go na pamięć, nawet nie wiedział kiedy go zapamiętał.
— Halo? – usłyszał zachrypnięty głos Zoe, która musiała przed chwilą się obudzić.
Poczuł dreszcze, przebiegające wzdłuż jego obolałego kręgosłupa. Ręce zaczęły się trząść, w gardle mu zaschło. Wydawało mu się, że zapomniał języka w gębie. Był onieśmielony i chyba również oczarowany. Czuł milion rzeczy na sekundę, a to wszystko przez jedno słowo, które Zoe wychrypiała przed chwilą.
— Przepraszam, że cię obudziłem – przełknął głośno ślinę, a jego głos delikatnie drżał. Mógł jedynie modlić się, że dziewczyna tego nie słyszała. – Chciałem tobie podziękować za list, naprawdę napełnił mnie nadzieją.
Słyszał głośny oddech Brytyjki po drugiej stronie linii. Żałował, że nie poczekał z tym do najbliższej wizyty dziewczyny. Fizjoterapeutka odwiedzała swojego podopiecznego codziennie. Rozmawiała z Alexandrem – specjalnie poprosiła, żeby to on był lekarzem prowadzącym – dotrzymywała mu towarzystwa, sypiąc kolejnymi żartami i zabawiając niekończącą się rozmową.
— Jaki li... Skąd wiedziałeś, że jest ode mnie? – zapytała zdziwiona.
Wstała z łóżka i ślamazarnie ruszyła w kierunku kuchni. W mieszkaniu zrobiło się naprawdę zimno, a fakt, że miała na sobie jedynie krótką koszulę nocną nie pomagał. Włączyła ogrzewanie, czekając aż Peter odpowie. Zabrała z blatu butelkę wody, ugasiła pragnienie i zaczęła przeszukiwać szafki, ponieważ potrzebowała tabletek na ból głowy.
— Masz bardzo charakterystyczne pismo – odchrząknął, pocierając wolną dłonią udo. – Źle się czujesz? Brzmisz jakbyś za chwilę miała paść.
— Mam kaca, to wystarczy – z westchnieniem ulgi połknęła lekarstwo. – Jak się czujesz?
— Wydaje mi się... Jest coraz lepiej. Doktor Alexander mówił, że od poniedziałku zaczynam rehabilitację i w przyszłą sobotę będę mógł wrócić do domu.
Zoe zrozumiała jedną rzecz. Kiedy dała Peterowi przestrzeń, kiedy przestała interesować się jego życie, krzyk o pomoc stał się jeszcze głośniejszy. I właśnie wtedy Prevc zrozumiał i pozwolił Pannie Hamilton go uzdrowić. Gruby mur kawałek po kawałku zaczął się kruszyć. Był to bardzo powolny proces, ale z każdym dniem ich relacja stawała się lepsza. Skoczek się zmienił, obydwoje to wiedzieli.
Delektował się spokojnym, ale wciąż zachrypniętym głosem dziewczyny. Uważnie słuchał jej każdego słowa, dźwięcznego śmiechu. Uwielbiał, gdy była radosna, gdy nie przejmowała się, co będzie jutro, czy za kilka godzin. Jednak ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Do oświetlonej przez poranne promienie słoneczne sali wpadła kobieta, która nie miała prawa pojawiać się w szpitalu. Pielęgniarki wspominały, że przychodziła wcześniej, ale zawsze miał szczęście. Pomogły mu badania, poważna rozmowa z lekarzem, czy posiłek. Niestety, nie tym razem.
Kurczowo trzymał telefon przy uchu, słuchając opowieści Zoe o tym jak spędzą najbliższe wakacje. Nie było mowy o występach w Letnim Grand Prix, a długiej, mozolnej i, mieli nadzieję, że, skutecznej rehabilitacji, która czekała go tego lata. Trener w pełni ufał dziewczynie i powierzył jej pracę nad wykurowaniem Prevca. Do czasu aż skoczek wróci do normalnych treningów, kadrą miał opiekować się jakiś podstarzały fizjoterapeuta. Koledzy wspomnieli, że nie miał poczucia humoru, a jego dłonie były nieprzyjemnie szorstkie.
— Kochanie, synku jak się czujesz? – matka opadła na plastikowe krzesełko przy jego łóżku, ocierając łzy. – Mój Boże, jesteś blady jak ściana i jakiś wychudzony – podniosła jego lewą rękę, uważniej oglądając jej każdy milimetr.
Chłopak syknął z bólu, ponieważ nie mógł wykonywać kończynami żadnego zbędnego ruchu, a natrętna kobieta, której nawet nie chciał widzieć, właśnie to zrobiła. Miał ochotę krzyczeć na nią, ile sił w płucach, ale odpuścił. Kontynuował rozmowę z niczego nieświadomą dziewczyną, uśmiechając się pod nosem. Obiecał sobie, że nie odezwie się do matki dopóki nie będzie musiał.
— Myślę, że pod koniec lipca pojedziemy na wakacje – spokojny głos Zoe wyrwał go z transu. – Wtedy powinieneś poruszać się bez problemów, a masaże wodne również pomagają.
— Gdzie planujesz mnie zabrać? – zapytał niższym głosem. – Hiszpania? Meksyk? Grecja?
— Myślałam nad Norwegią, ich spa są najlepsze. Po za tym pogoda tam musi być świetna! – zaśmiała się, a wtedy brunet wiedział, że żartowała. – Nie wiem, zostało jeszcze kilka miesięcy. Wszystko w swoim czasie.
Jego matka miażdżyła lewą dłoń Prevca. Chłopak nie czuł całej ręki, a nieprzyjemny prąd przechodził wzdłuż jego kręgosłupa. Ból, o którym zdążył już zapomnieć, powracał. Nie tylko ten fizyczny, ale również psychiczny.
— Zostaw moją rękę – wysyczał przez zaciśnięte zęby, jednak starsza kobieta nie posłuchała. – Jeśli jej nie puścisz, zawołam lekarza.
— Dla-dlaczego jesteś dla mnie ta-taki o-oschły? – ocierała spływające po naznaczonych przez czas policzkach, ale w końcu puściła jego dłoń.
Odetchnął z ulgą. Spróbował poprawić się na łóżku, ale nie był w stanie znaleźć wygodniejszej pozycji. Pożegnał się z przyjaciółką, życząc jej miłego dnia. Wziął głęboki oddech, nie odrywając chłodnego spojrzenia od białej ściany. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Nie miał zamiaru rozmawiać z matką, która siedziała na krześle przy jego łóżku. Ten sam fotel wczoraj zajmowała Zoe. Chciał powiedzieć kobiecie, że powinna wstać, ponieważ to miejsce należało do kogoś innego. Nie przejmował się jak traktował rodzicielkę. Odpłacał się pięknym za nadobne –  jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu.
Mimo że starał się zablokować falę wspomnień, powoli przegrywał z samym sobą. Spodziewał się, że odwiedziny matki przywołają rzeczy, o których z całych sił starał się zapomnieć i robił to bardzo dobrze. Z pomocą Zoe wyszedł z dołka, pozbywając się ciężaru wydarzeń z przeszłości. Czasami przychodziły dni, kiedy nie mógł odpędzić się od retrospekcji, ale było ich coraz mniej.
Widział poruszające się wargi mamy, która w najlepsze serwowała mu kolejną odpowiedź, ale on nie zarejestrował słów, które wyszły spomiędzy jej ust. Czuł się jakby wszystko działa się w zwolnionym tępie, kiedy kolejne wspomnienia pojawiały mu się przed oczami. Ujrzał swoją ex w mieszkaniu jakie swojego czasu zajmowali razem, coniedzielne obiady rodzinne, a potem przypomniał mu się widok jaki zastał w ich wspólnej sypialni, kiedy wcześniej wrócił ze zgrupowania, chcąc zrobić niespodziankę partnerkę. Inaczej zaplanował sobie tamten wieczór. 
Mama wyrwała go z sideł własnych myśli, ponownie ściskając jego dłoń. Nieprzyjemny ból promieniował od pleców po opuszki palców, a skoczek miał ochotę zawołać pielęgniarki, które wyprowadziłyby jego rodzicielkę z sali. Naprawdę chciał, żeby ich relacje były normalne, ale nie potrafił jej wybaczyć ciągłego wspominania poprzedniej dziewczyny, jakby był chociaż cień szansy na powrót do siebie, lub bezustannego namawiania do pogodzenia się z bratem. Ona nie rozumiała, co Peter przechodził, nic się nie zmieniło pod tym względem na przestrzeni lat. 
_______________________________________________
*Wiesz, że się o ciebie troszczę, zawszę będę tu dla ciebie
Obiecuję, że zostanę dokładnie tutaj

Wiem, że tego chcesz, kochanie, możemy przejść poprzez cokolwiek, bo wszystko będzie w porządku

***
Jego cierpienie było moim. Wolałabym zamienić się z nim miejscami. Moje serce pękało, kiedy widziałam jak źle się czuł, leżąc na szpitalnym łóżku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers

Template made by Robyn Gleams