I'll take every single piece of the blame If you want me to But you know that there is no innocent one in this game for two
To nie zaliczało się do prostych z dwóch powodów. Po pierwsze każdego dnia zgrupowania, które i tak było dla niego krótsze niż dla innych skoczków, musiał oglądać swojego brata. Nienawidził go całym sobą. Nie tolerował. Gdyby mógł, poćwiartowałby go na kawałki i rzucił na pożarcie krokodylom lub misiom grizzly. Wciąż miał mu za złe, że dał się omotać tej żałosnej podróbce kobiety jaką był ex Petera. Cieszył się, że nakrył ich wtedy w jego sypialni, wprawdzie wolałby nie oglądać Cene w łóżku z Miną – przecież mógł być to każdy inny chłopak, a padło na jednego z Prevców. Nienawidził go za to, ale jednocześnie dziękował. Gdyby nie to, wciąż mógłby tkwić w toksycznym związku.
Po drugie wciąż gniewał się na Zoe. Powinni pogodzić się, obydwoje to wiedzieli, jednak Peter nie umiał tak szybko wybaczyć tych słów, które jak noże, rozrywały jego serce na kawałki. To już nawet nie chodziło o same wspomnienia, lecz osobę, zadającą tak dotkliwy cios. Zaufał Brytyjce, a ona wykorzystała to przeciwko niemu, a później dziwiła się, że on obawiał się rozmowy o uczuciach. Właśnie przez sytuacje takie jak ta postanowił ukryć się za pancernym murem, mogącym przetrwać więcej niż ten słynny w Chinach.
Pozostali zawodnicy i sam trener czuli, że coś się stało między tą dwójką. Wciąż rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, ale były one przepełnione smutkiem wymieszanym z cierpieniem oraz skruchą, czy zawodem. Nie ingerowali w ich sprawy, jednak wiedzieli, że Peter i Zoe ranili siebie. Musieli porozmawiać, aby wyjaśnić sobie wszystko. Na razie nie zanosiło się na pojednanie. Gdy Brytyjka siadała przy stole podczas jakiegokolwiek posiłku, Słoweniec od niego odchodził. Kiedy fizjoterapeutka pojawiała się w jakimś pomieszczeniu, skoczek je opuszczał. Domyślili się, że to panna Hamilton zawiniła, a Prevc nie potrafił, lub też nie chciał, jej wybaczyć. Zastanawiali się jak zachowali się podczas codziennej regeneracji. Przecież Peter nie mógł odpuścić masażu przez złość na Zoe. Któregoś razu Jurij oraz Nejc czatowali pod drzwiami, jednak w pokoju panowała idealna cisza.
Wciąż pluła sobie w brodę za to, co zrobiła. Była winna. Wiedziała, że popełnia błąd i próbowała to naprawić, jednak Peter potrzebował czasu. Rozumiała go, choć chciała, żeby wrócili do punktu wyjścia. Ta rozłąka zabijała ją od środka. Tęskniła za Prevcem. Przyzwyczaiła się do niego – nie chciała, żeby tak nagle zniknął z jej życia. Był dla niej wszystkim, a jego brak odczuła bardzo. Miała wrażenie jakby jej cząstka została z Peterem. Nieświadomie, odchodząc zabrał najważniejszą dla panny Hamilton rzecz – serce, ponieważ ono należało do niego.
Poprawiła swoją czapkę z daszkiem, mijając kolejne sklepy. To był typowo górski kurort, w którym aż roiło się od turystów. Predazzo zostało przystosowane do gości z zagranicy – liczne sklepy kusiły swoim towarem lub okazjami, a niektóre wyciągi działały nawet latem. Spojrzała na swoje odbicie w witrynie, zauważając smutne oczy oraz zgarbione plecy. Kłótnia z Peterem odbiła na niej swoje piętno. Mogłaby z nim zwiedzać urokliwe, górskie miasteczko, ale musiała wystarczyć jej samotność. Lubiła spędzać czas jedynie w swoim towarzystwie, ale odkąd zdawała sobie sprawę ze swoich uczuć, chciała przebywać tylko i wyłącznie z nim.
Weszła do jednego z mniejszych sklepików, żeby kupić pamiątkę dla taty – przywoziła jemu drobny upominek z każdego miejsca, które odwiedziła. Miał już dużą kolekcję magnesów na lodówce oraz figurek z Afryki, czy Ameryki Południowej. Wybrała breloczek do kluczy oraz butelkę bombardino – likieru podawanego na ciepło razem z bitą śmietaną. Anthony uwielbiał ten napój, który zaliczał się do specjału tego regionu – przy każdych odwiedzinach Predazzo, czy okolicznych miejscowości, trzeba go spróbować. Podziękowała ekspedientce i wyszła. O tej porze turyści oraz miejscowi wylegli na ulice, więc aż roiło się od ludzi.
Ona i Peter byli podobni jak dwie krople wody pod pewnymi względami, chociaż jednocześnie kompletnie różni. Może właśnie dlatego tak dobrze się dogadywali, ponieważ rozumieli się bez słów. Obydwoje tak samo uparci i zawzięci. Nie wiedzieli, że czasami warto odpuścić, aby nie skrzywdzić siebie, czy bliskich. Dążyli do perfekcji, spełniania swoich marzeń, ale zdarzało się, że cel uświęcał środki i jedyna droga wiodła po trupach. Powinni porozmawiać, jednak Peter nie potrafił opuścić swojego muru, przestać ukrywać swoich uczuć. Ranili siebie, a ich serca znowu krwawiły roztrzaskane w drobne kawałeczki.
Weszła do hotelu, witając się z recepcjonistką wymuszonym uśmiechem. Skierowała się do stołówki, mając nadzieję, że kadra była już dawno po kolacji. Nie miała nastroju na konfrontację z żadnym z nich, chciała w spokoju posiedzieć nad talerzem włoskiego specjału, ponieważ nie mogła przymusić się do jedzenia. Zdziwiła się, gdy przy jednym ze stolików zastała Petera, ale uznała to za znak. Nałożyła sobie ravioli, a do filiżanki nalała herbaty – jak przystało na Brytyjkę piła czarną Earl Grey z dodatkiem mleka, ale bez cukru.
Zoe wiedziała, że powinna wykonać pierwszy krok. Przyznać się do błędu – zrozumiała, że tamtego wieczora przesadziła – i powiedzieć to, co chciała wtedy. Wyznać miłość, teraz zabijającą ją od środka. Więdła z tęsknoty za swoim księciem z bajki, któremu do ideału brakowało wiele, ale ją to nie obchodziło. Nie potrzebowała Romea, zapewniającego ją o tym jak piękna była, lecz właśnie Petera. Zaakceptowała wady skoczka, jego problemy oraz wątpliwości, chciała po prostu związać się z nim. Jednak życie nigdy nie dawało nam tego czego chcieliśmy. Musieliśmy walczyć o swoje pragnienia, a panna Hamilton zorientowała się, że to nie będzie takie proste.
Usiadła naprzeciwko niego, ustawiając talerz oraz gorącą filiżankę na stole. Zabrała się do jedzenia, obserwując Petera. Chłopak nawet nie mrugnął. Wciąż wpatrywał się w róg blatu. Może udawał, że jej nie widział, może po prostu chciał uniknąć, według niego, bolesnej konfrontacji.
― Peter, ja... – nawet nie zdążyła dokończył. Chłopak gwałtownie wstał od stołu, prawie wywracając drewniane krzesło. Znowu zostawił ją w rozsypce, znowu obydwoje cierpieli.
Wpadł do windy, naciskając guzik z odpowiednim piętrem. Oparł się o ścianę, odchylając głowę do tyłu. Przymknął powieki i oddychał powoli. Jego serce wciąż biło szybciej niż zwykle. Dłonie drżały na metalowej poręczy, a nogi miękły. Zdawał sobie sprawę z wpływu Zoe na niego. Dwoma słowami, czy samą swoją obecnością, doprowadzała go do palpitacji. Tracił kontrolę nad sobą – jego zmysły szalały.
Może było już za późno. Straciła swoją szansę na przyjaźń z Peterem, nie wspominając o związku. Nadszarpnęła jego zaufanie, które wypracowywała tak długo. Roztrwoniła to, co było dla skoczka najważniejsze, rzucając ostrymi jak brzytwa słowami wprost w kruche serce. Mogła pluć sobie w brodę, żałować, przepraszać, ale nie cofnie czasu. Możliwe, że Słoweniec zawsze będzie wypominał jej tamten wieczór, nie będzie potrafił wybaczyć. Jednak miał prawo być zły, ponieważ tym razem przesadziła – złość była jak najbardziej uzasadniona.
Leżąc na swoim łóżku kolejnej bezsennej nocy, postanowiła walczyć o miłość swojego życia. Przestała mieć jakiekolwiek wątpliwości. Skończyła się zabawa w kotka i myszkę, w którą bawili się zdecydowanie za długo. Zakochała się za bardzo, aby zostawić tę sprawę w spokoju. Możliwe, że Peter był tym jedynym, więc nie mogła pozwolić, żeby kilka za dużo wypowiedzianych słów zaprzepaściło szansę na szczęśliwe zakończenie, ponieważ ona wciąż miała nadzieję. Może ona ją całkowicie zatopi, a może to właśnie matka głupich wyciągnie Brytyjkę na powierzchnię.
Z głośnym westchnięciem weszła do domku, przymykając oczy. Nieprzespana noc dawała jej w kość. Kilka kubków mocnej kawy nie pomogło, wciąż chciała wrócić do hotelu, zawinąć się w pościel i oddać Morfeuszowi. Nie miała apetytu, ciało Brytyjki było wycieńczone. Wyglądała jakby przejechał ją walec. Dziewczyna to idealny przykład na to, że miłość źle działała na ludzi. Wtedy miała ochotę rzucić pracę, żeby wyjechać na Alaskę. Zajmować się małym, górskim domkiem i przejmować jedynie zbyt dużymi opadami śniegu lub za długą drogą do najbliższego miasteczka. To byłoby życie... Nie, ten pomysł odpadał, ponieważ Zoe nie nadawała się do mieszkania w takich warunkach, a przecież zima dominowała w tamtym regionie Stanów Zjednoczonych.
Rzuciła czapkę na plastikowe krzesełko, przeczesując palcami włosy. Temperatura kręciła się koło czterdziestu stopni, a słońce grzało niemiłosiernie. Choć Zoe lubiła lato, taki upał również nie był dla niej, chyba że mogła opalać się na leżaku nad basenem, popijając zimne koktajle przyrządzone przez przystojnego barmana bez koszulki. Pogoda wypompowywała z panny Hamilton resztki energii. Sprawiała, że miała ochotę zamknąć się w chłodni i nie wychodzić z niej aż do następnej wiosny – zimę nienawidziła bardziej niż pracę w warunkach takich jak te.
Peter udawał, że nie widział dziewczyny. Wciąż walczył z zamkiem błyskawicznym, kątem oka obserwował zgrabną sylwetkę Zoe. Czuł jej stęskniony wzrok na swoim ciele. Nauczony na swoich wcześniejszych błędach i gapiostwie zrezygnował z założenia odzieży termicznej. Brytyjka przyglądała się tatuażom na torsie chłopaka. Przypomniała sobie te wszystkie noce w Villach, kiedy śledziła ich kontury opuszkami. Zoe podobało się to, że jej dotyk wywoływał u skoczka ciarki. Klnąc pod nosem, próbował zapiąć do końca kombinezon, ale złośliwa rzecz martwa nie chciała z nim współpracować. Powinien wjeżdżać na górę, jednak nie mógł, ponieważ zamek nie planował ustąpić. Zastanawiała się, czy mogła podejść i pomóc chłopakowi. Podczas ostatnich kilku dni chłopak unikał jej jak ognia. Spotykali się jedynie podczas wieczornych masaży, a wtedy Zoe mogła zobaczyć, że źle spał. Widziała wory pod oczami, zgarbione ramiona, czy zmęczony wzrok. Czasami usypiał na kozetce, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Potrzebował snu, więc cieszyła się, że mógł odpocząć chociaż wtedy. Ona również miała problemy ze snem. Długo wierciła się na materacu, myśląc, że łóżko było zbyt wielkie dla jednej osoby. Brakowało jej Petera, do którego towarzystwa w nocy zdążyła się przyzwyczaić.
Przełamała się i wykonała kilka kroków w jego kierunków. Skrzypienie podłogi zwróciło uwagę Petera na ruch intruza, ale nie odwrócił głowy w jej kierunku. Próbował zażegnać problem zanim dziewczyna zbliży się za bardzo. Miał nadzieję, że ktokolwiek za chwilę wejdzie do domku, jednak jego prośba nie mogła się spełnić. Wszyscy zawodnicy znajdowali się na górze – tam, gdzie on również powinien być, ale wciąż walczył z kombinezonem – a trener i jego asystent zajmowali się obserwowaniem skoczków z gniazda.
― Pomogę tobie – powiedziała drżącym od emocji głosem.
Przykucnęła przed nim, a chłopak ze świstem nabrał powietrza do płuc. Połknął gulę, która utworzyła się w jego gardle i zacisnął dłonie na rogach plastikowego stolika, przy którym stał. Patrzył wszędzie, byleby nie na Zoe. Znajdowała się zdecydowanie za blisko Słoweńca. Jej perfumy mieszały mu w głowie. Dłonie dotykały skóry Petera, powodując gęsią skórę. Oddech panny Hamilton owiewał jego brzuch, wywołując ciarki wzdłuż kręgosłupa – co ta dziewczyna z nim robiła. Mógł zapomnieć o raniących słowa, które powiedziała wtedy, żeby znowu posmakować jej usta. Miłość zaszyła wszystkie rany, czuł się jak nowo narodzony.
Powoli wstawała, zapinając kombinezon. Jej klatka piersiowa stykała się z jego. Oddechy mieszały się. Serca przyspieszyły, a ich tempo przypominało prędkość bolidów Formuły 1. Dłonie dziewczyn trzęsły się, chłopaka pociły. Miękły Brytyjce nogi, gdy Peter przygryzał spierzchniętą wargę. Jej malinowe usta były jedyną rzeczą, na której Prevc mógł się skupić. Próbował uspokoić się, stłumić w sobie pragnienia, żeby nie zaprzepaścić tego, co jeszcze między nimi pozostało. Już i tak wiele się zepsuło, mimo to on wciąż ją kochał – chciał związku, mogącego okazać się kompletną katastrofą, jednak nie przejmował się tym. Dlatego że wystarczyło mu kilka minut towarzystwa Brytyjki, żeby na ustach skoczka ponownie pojawił się uśmiech.
Stęsknione swojego dotyku usta wreszcie się spotkały. Chciwe dłonie łapczywie przesuwały się po wciąż spiętych ciałach. Odległość między nimi nie istniała. Blat stoły wbijał się w uda skoczka, a promienie słoneczne padały prosto na plecy fizjoterapeutki jeszcze bardziej ją rozgrzewając. To był jeden z tych pocałunków, w których ludzie wyrażali wszystkie uczucia, buzujące w ich ciałach. Przekazywali drugiej osobie swoją miłość, czy pożądanie. Świat jakby stawał w miejscu, a pozostali ludzie nie liczyli się. Nie przejmowali się tym, że ktoś w każdej chwili mógł wejść do domku i odkryć ich słodki sekret. Zapomnieli o czekającym trenerze, który zapewne irytował się na wieży – Goran nie zaliczał się do cierpliwych lub też wyrozumiałych osób, nie tolerował spóźnialskich.
Oderwali się od siebie, kiedy musieli zaczerpnąć powietrza. Klatki piersiowe szybko unosiły się i opadały – wyglądali jakby ćwiczyli, a nie całowali się. Oparł swoje czoło o jej, pozwalając słodkim perfumom Zoe otulić jego zmysły. Patrzyli się prosto w swoje oczy, próbując unormować oddech.
― Prze... – zaczęła, ale przerwał jej, kładąc swój palec na wargach dziewczyny.
― To już się nie liczy – powiedział, gładząc policzki Zoe. – To ciebie kocham i chcę stworzyć szczęśliwy związek.
― Napraw... – odchrząknęła. – Znaczy się ja ciebie też kocham.
Ich moment przerwał Domen, otwierając szeroko drzwi. Mogli dziękować, że to właśnie on ruszył na ich poszukiwania, a nie inny skoczek – Jurij i Nejc to straszne plotkary, Jernej tylko szukał sensacji, a Cene zapewne wyśmiałby brata oraz jego nową dziewczynę, sytuacja między nimi wciąż pozostawała bardzo napięta. Najmłodszy z Prevców uśmiechnął się pod nosem, obserwując zakłopotanego Petera.
― Trener cię szuka – powiedział, wskazując na jakiś punkt za sobą.
― Powiedz mu, że zaciął mi się zamek w kombinezonie, ale problem już się rozwiązał i zaraz będę – uśmiechnął się, spoglądając na Zoe.
― Jasne, zamek w kombinezonie, mogłeś wymyślić coś lepszego...
Peter ze zdziwieniem obserwował jak drzwi zamykały się za jego bratem, a Zoe śmiała się. Nie spodziewała się takiego komentarza ze strony Domena. Gdy poznali się, był raczej spokojny, odpowiadał jedynie na zadane pytania. Najwyraźniej potrzebował czasu, żeby się rozkręcić albo towarzystwo starszych kolegów sprawiło, że wyostrzył mu się język.
***
Zawsze mówiłaś mi, że po burzy musi wyjść słońce i tak właśnie się stało. Choć oboje byliśmy równie uparci, udało nam się zakopać topór wojenny. Nie spodziewałam się, że kłótnia zakończy się w tak spektakularny sposób, ale nie narzekałam. Ponieważ właśnie tego chciałam. Pragnęłam jego miłości.
Nie pamiętam, czy kiedyś już komentowałam, czy nie. Ale czytam Twojego bloga już dość długo, znalazłam go jeszcze w czasie, kiedy tych opowiadań o Pero nie było zbyt wiele. Cieszę się, że Zoe i Peter w końcu wyznali sobie miłość, a zachowanie Domena chwyciło mnie za serce. Mam też nadzieję, że Cene i Peter się pogodzą (Cene jest taki kochany, czemu w twoim opowiadaniu jest taki niedobry, ech). No i ogólnie mam nadzieję, że już nic nie zagmatwasz i pomiędzy tą cudowną dwójką będzie wszystko ok. Bardzo jestem ciekawa jakie będzie zakończenie tej historii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę weny. :)
Pamiętam jak przyszedł mi do głowy pomysł na to opowiadanie. Nie wiedziałam, kto mógłby być głównym bohaterem, ale padło na Petera, ponieważ rok temu nie było wiele fanfików z nim w roli głównej. Teraz piszę tę historię już rok, z małą przerwą, o której nie chcę mówić, i ciężko mi się jest z nimi rozstać.
UsuńCene jest kochany i naprawdę go uwielbiam, ale w moim opowiadaniu przypadła mu taka, a nie inna rola.
Pozdrawiam, LoLa :)
Uwielbiam ten rozdział :) cieszę się, że Zoe i Peter się pogodzili :) a jeszcze bardziej mnie cieszy, że w końcu wyznali sobie miłość :) szkoda , że to już przed ostatni rozdział :( Będę tęskniła za tym opowiadaniem... Z niecierpliwością czekam na (niestety) ostatni rozdział. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że rozdział przypadł Tobie do gustu!
UsuńPozdrawiam, LoLa!
W jedno popołudnie przeczytałam wszystkie rozdziały. Piszesz fenomenalnie. Z każdym zdanie, które pochłaniałam, przekonywałam się o twoim talencie. Wiesz, nigdy nie spotkałam się z tak genialną historią. Żałuję, że nie mogłam czytać jej na bieżąco, ponieważ teraz został jeszcze jeden rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Miło mi, że historia aż tak bardzo się Tobie podoba.
UsuńTak, mi również jest się rozstać z tą dwójką, jednak kiedyś musiał przyjść koniec.
Pozdrawiam, LoLa:)
Jako iż znowu przegapiłam czas dodania stwierdziłam ze zanim przeczytam nowy skomentuje ten ;))
OdpowiedzUsuńDziewczyno!!!!!!!!
Jak tak czytałam jak Peter przed nią zwiewał to juz myślałam ze będzie klapa ale widzę ze ten zwierzęcy instynkt sie w końcu uruchomił i na cos przydał ;d pięknie pięknie pięknie!! W końcu padły słowa których tak sie bali. Nie moge sie doczekać aż przeczytam najnowszy rozdział !!
Pozdrawiam serdecznie!
Gosia Z.
Chyba już się przyzwyczaiłam, że przegapiasz niektóre rozdziały;)
UsuńMiałam wiele pomysłów na ten rozdział, ale w końcu uznałam, że to najlepszy moment na pojednanie, dlatego postanowiłam całą scenę zakończyć z przytupem, jak szaleć to szaleć.
Pozdrawiam, Lara :)